Dla Baracka Obamy, prezydenta-elekta Stanów Zjednoczonych, ekologia stała się jednym z filarów kampanii wyborczej. 31 października, tuż przed wyborami, ogłosił w Des Moines, że w ciągu najbliższej dekady przeznaczy 150 mld dol. na strategiczne inwestycje, by zdopingować "prywatne wysiłki zmierzające do budowy przyszłości opartej na czystej energii" i stworzyć 5 mln nowych miejsc pracy. Plan Obamy zakłada m.in., że do 2012 r. 10 proc. amerykańskiej elektryczności pochodzić będzie ze źródeł odnawialnych, a w 2025 r. udział ten wzrośnie do 25 proc. Co roku na drogi ma wyjeżdżać milion samochodów hybrydowych, a do 2050 r. Stany Zjednoczone mają zredukować emisję dwutlenku węgla o 80 proc. W efekcie Ameryka ma stać się światowym liderem w walce z globalnym ociepleniem. Al Gore, były wiceprezydent i jeden z liderów amerykańskiej zielonej transformacji, za co dostał w 2007 r. pokojową Nagrodę Nobla, apeluje do Obamy o więcej. Tuż po wyborach stwierdził, że nowy prezydent powinien zdefiniować zadanie podobnie ambitnie jak John F. Kennedy, gdy ogłaszał Projekt Apollo. Niech Ameryka zadeklaruje, że w ciągu 10 lat przestawi swój system energetyczny na bezemisyjny, czyli taki, w którym produkcja elektryczności odbywa się bez wypuszczania CO2 do atmosfery. Tylko odpowiednio śmiałe wyzwanie zawładnie wyobraźnią młodych ludzi, bez których rewolucja jest niemożliwa. Gore przypomina: gdy Kennedy zapowiadał lądowanie człowieka na Księżycu w ciągu 10 lat, niewielu w to wierzyło. Cel został zrealizowany po 8,5 roku. Co ciekawe, średnia wieku wśród inżynierów z Centrum Kontroli Lotów w Houston wynosiła 26 lat. W chwili ogłaszania Projektu Apollo mieli więc oni po 17-18 lat i porwani wizją prezydenta postawili na nią swoje przyszłe życie. Albo zielona rewolucja będzie przebiegać tak samo, albo jej nie będzie. Dobry kryzys Co jednak z kryzysem? Jak robić rewolucję, kiedy ku upadkowi chylą się kolejne banki, z rynku wyparowało już 1,2 mln miejsc pracy, a w kolejce po państwową pomoc ustawiają się wygłodniałe rekiny przemysłu, czyli wielka motoryzacyjna trójka z Detroit? Trudno o lepszą wiadomość! Nic tak nie sprzyja transformacjom jak kryzys. Na półki idą wówczas liberalne teorie ekonomiczne, głoszące wyższość niewidzialnej ręki rynku, wszyscy - biznes i prosty lud - oczekują interwencji państwa. Obama, wsłuchując się w głos opinii, ogłosił 21 listopada, że jak tylko obejmie urząd w styczniu, uruchomi pakiet naprawczy. Jego ważnym elementem będą inwestycje w infrastrukturę, mające podtrzymać funkcjonowanie gospodarki. Popłynie szeroki strumień dolarów, zarówno na drogi, mosty i szkoły, jak i na elektrownie wiatrowe, słoneczne, biogazownie. Cel - ochronić lub stworzyć do stycznia 2010 r. 2,5 mln miejsc pracy.