W 2000 r. przywódcy 189 krajów, zebrani na szczycie Organizacji Narodów Zjednoczonych, przyjęli deklarację zatytułowaną Millennium Development Goals (Milenijne Cele Rozwoju). Jeden z jej głównych postulatów brzmi: do 2015 r. zmniejszyć o połowę procent ludzi żyjących na Ziemi w skrajnej biedzie (o dochodach poniżej jednego dolara dziennie na osobę). Jak to jednak z tego rodzaju szczytnymi deklaracjami bywa, pięknie wyglądają one w momencie uchwalania oraz na papierze, ale do ich realizacji potrzebny jest prawdziwy międzynarodowy wysiłek. A pod tym względem w ciągu ostatnich siedmiu lat niewiele się zmieniło - nie ma ani nowych, zakrojonych na wielką skalę programów pomocy, ani nie pojawiły się genialne pomysły na walkę z ubóstwem i niedożywieniem. Dlatego spore zaskoczenie wywołały dwa opublikowane niedawno raporty poświęcone temu problemowi. Wynika z nich bowiem, że w ciągu ostatnich trzech dekad odnotowano na świecie wyraźny spadek skrajnego ubóstwa. Co więcej, jego zmniejszenie do 2015 r. o połowę, do czego nawołuje deklaracja ONZ, wydaje się całkiem realne. Afrykańska plama Pierwszy z dokumentów ukazał się w czasopiśmie naukowym "Proceedings of the National Academy of Sciences", a opracowali go specjaliści z Banku Światowego. Przeanalizowali oni dane z całego świata, zebrane w latach 1981?2004. W 1981 r. osób żyjących za mniej niż dolara dziennie było prawie półtora miliarda; dziś ta liczba zmniejszyła się do 969 mln. W 1981 r. stanowili oni aż 40 proc. mieszkańców Ziemi, ale w 2004 r. było ich dwa razy mniej - 18 proc. Te optymistyczne wyniki zostały potwierdzone w raporcie przygotowanym przez International Food Policy Research Institute (IFPRI), amerykańskiej organizacji non-profit, badającej poziom oraz przyczyny biedy i głodu na świecie. Jego autorzy zebrali i przeanalizowali dane z lat 1990-2004. Ten pozytywny obraz ma jednak także ciemne plamy - podkreślają autorzy obydwu raportów. Zmniejszenie liczby ludzi żyjących w nędzy zawdzięczamy przede wszystkim dynamicznemu rozwojowi gospodarczemu Chin. Jeszcze w 1981 r. prawie 64 proc. mieszkańców tego kraju musiało przeżyć za dolara dziennie. Dziś jest ich sześć razy mniej, niecałe 10 proc. Gdyby nie brać pod uwagę Państwa Środka, procent ubogich zmniejszyłby się na świecie nie dwukrotnie, ale jedynie z ponad 31 proc. do prawie 21 proc. Mniejszy, aczkolwiek znaczący postęp odnotowano również w rozwijających się dynamicznie Indiach - spadek z prawie 52 proc. do 34 proc. W innych biednych rejonach świata jest jednak znacznie gorzej. Właściwie nic nie zmieniło się na terenach tzw. Afryki Subsaharyjskiej. Wśród ludzi żyjących za dolara dziennie raport IFPRI wyróżnia podgrupę ultrabiednych, którzy muszą przetrwać za pół dolara. Dziś takich osób na świecie żyje ponad 162 mln, z czego trzy czwarte właśnie w Afryce Subsaharyjskiej. Warto sobie uzmysłowić, co oznacza ta liczba - gdyby wszyscy ultrabiedni zamieszkali w jednym kraju, byłoby to siódme najludniejsze państwo świata - po Chinach, Indiach, USA, Indonezji, Brazylii i Pakistanie. Jest więc niemal pewne, że kraje Afryki Subsaharyjskiej nie osiągną celu postawionego w deklaracji ONZ. Dziś bowiem, tak jak i w 1981 r., ludzie żyjący za dolara dziennie stanowią aż 40 proc. populacji regionu.