Banki lokowały, czyli inwestowały, jak się dziś mówi, swoje środki głównie w grze giełdowej. Zrozumiałe: lokowały je w tym, co - jak się wydawało - przyniesie większe zyski, a nikt nie może zmusić żadnego przedsiębiorcy, by wykładał pieniądze na mniej intratne przedsięwzięcia. Idiotyzm był powszechny - za panowania Greenspana Wielkiego w Systemie Rezerw Federalnych, czyli banku centralnym USA, zniesiono w Ameryce zainstalowany po Wielkim Kryzysie przedział między bankami "kredytowymi" i "inwestycyjnymi" ("lokacyjnymi" po polsku). Wszystkie banki amerykańskie mogły teraz grać i wszystkie pochłonęła gra. Orgia ze spółkami-córkami, spółkami-wnuczkami, derywatami (pochodnymi pieniądza), perwersja hedgingu z ryzykiem wręcz spekulacyjnym, całe to finansowe dzieworództwo (jak je nazwał stary Galbraith) miało trwać wiecznie, pożyczano, jak się dziś pokpiwa, każdemu, kto mógł oddychać. Stefan Bratkowski