Agata Czemierys, ładna przedsiębiorcza kobieta, pozornie ma wszystko: dwójkę zdrowych dzieci, własną dobrze rozwijającą się firmę reklamową, kochającego partnera. Jest niezwykle kontaktowa, może dzięki temu udało się jej stworzyć w biurze zgrany zespół pracowników i mieć tak wielu przyjaciół. A mimo to odczuwa pewnego rodzaju samotność: jej córki, 11-letnia Michalina i 6-letnia Milena, nie mają dziadków. Teściowa od wielu lat jest w Stanach, wnuczki nigdy jej nie widziały, a trudno zbudować więzi przez telefon. Obaj dziadkowie nie żyją, podobnie jak matka Agaty. - Widzę, jak czują się moje dzieci, kiedy do przedszkola na Dzień Babci nikt nie przychodzi. Na szkolnych akademiach to dziadkowie najbardziej pękają z dumy, widząc na scenie swoje wnuki. Kontakt ze starszymi ludźmi to moment wytchnienia od codziennej bieganiny. Oni mogą przekazać tradycję, uczą cierpliwości. Myślę, że moje córki są pozbawione czegoś bardzo ważnego - mówi Agata Czemierys. Agata sama odczuwała w dzieciństwie brak babci. Mieszkała z rodzicami 50 km od Białegostoku, babcia - w mieście. Widywały się raz do roku. Najpierw Agata długo na nią czekała, żeby potem stwierdzić, że właściwie nie zna tej starszej pani. Babcia ze strony ojca zmarła, kiedy Agata miała dwa lata. Obaj dziadkowie - jeszcze przed jej narodzinami. Marzyła więc o babci, zazdrościła koleżankom, które po szkole szły do dziadków albo jeździły do nich na wakacje. Czytaj więcej w Polityce.