Z pierwszych partii, jakie powstały po rozpadzie Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego (reprezentacji Solidarności w Sejmie kontraktowym), nie zostało niemal nic. Wydawało się, że założone w 1990 r. Ruch Obywatelski Akcja Demokratyczna Frasyniuka i Bujaka oraz Porozumienie Centrum Jarosława Kaczyńskiego podzielą między siebie scenę polityczną na lata, ale szybko utonęły w dalszych podziałach i fuzjach. Kongres Liberalno-Demokratyczny Donalda Tuska wtopił się w 1995 r. w Unię Wolności, by wychynąć dopiero pięć lat później w formie Platformy Obywatelskiej. Mieszające przez wiele lat w polityce Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe znalazło przystań w PiS, a potem wypączkowało w postaci Prawicy Rzeczpospolitej Marka Jurka, po czym połączyło się w koalicji z Ligą Polskich Rodzin i Unią Polityki Realnej Janusza Korwina-Mikke. Konfederacja Polski Niepodległej, ugrupowanie jeszcze z historią w PRL, po rozłamach zakończyła żywot. Unia Pracy, powstała z Solidarności Pracy, teraz siedzi cichutko w LiD i od dawna nie ma już samodzielnego znaczenia. Do krainy wiecznych łowów dawno udała się Partia Chrześcijańskich Demokratów Pawła Łączkowskiego. Nie wyszły aż trzy inicjatywy z Lechem Wałęsą jako logo: Partia Victoria (tam zaczynała karierę Hanna Gronkiewicz-Waltz), Bezpartyjny Blok Wspierania Reform i wreszcie Chrześcijańska Demokracja III RP. Śmiało do apelu poległych można wpisać także wszystkie prawicowe ugrupowania, które z takim zapałem śledził niegdyś słynny pułkownik Lesiak, a więc Ruch dla Rzeczpospolitej Jana Olszewskiego, Ruch Katolicko-Narodowy Antoniego Macierewicza, Ruch Trzeciej Rzeczpospolitej Jana Parysa. Powstawały też zupełne efemerydy w rodzaju Polskiej Partii Przyjaciół Piwa, która po wejściu do Sejmu podzieliła się na tzw. małe piwo i duże piwo. Nikt już nie pamięta Porozumienia Ludowego Gabriela Janowskiego, który dzielił i rządził w gabinecie Hanny Suchockiej, a jak trzaskał drzwiami podczas posiedzeń Rady Ministrów (sam był wicepremierem), to w całej kancelarii szyby drżały. Można mnożyć inne wykopaliskowe partie, jak Ruch Stu, Ruch Społeczny AWS, Przymierze Prawicy, Partia X, Zjednoczenie Polskie, Stronnictwo Narodowo-Demokratyczne, Republikanie, Partia Ludowo-Demokratyczna i dziesiątki innych zabytków, co nie oznacza, że politycy z tych ugrupowań już na rynku nie funkcjonują; oni okazali się trwalsi. Warto prześledzić chociaż dwa takie drzewa genealogiczne. Najpierw gatunek "unidów" - na początku był ROAD, pradziadek, który promował Tadeusza Mazowieckiego jako kandydata na prezydenta w 1990 r. Po porażce pierwszego niekomunistycznego premiera powstała Unia Demokratyczna. Z niej, w wyniku rozłamu, wyłoniła się Partia Konserwatywna Aleksandra Halla, a także zupełnie dziś zapomniany Ruch Demokratyczno-Społeczny Zbigniewa Bujaka. Kiedy UD łączyła się z KLD, aby dalej działać pod wspólną nazwą Unii Wolności, nastąpił kolejny rozłam wśród niezadowolonych z tej fuzji unitów, w wyniku którego powstała Koalicja Konserwatywna. Następnie KK i PK wraz z innymi ugrupowaniami tworzyli Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe, które weszło w skład Akcji Wyborczej Solidarność, potem część jej polityków zasiliło bądź Platformę Obywatelską, bądź PiS. Sama Unia Wolności zaś zmieniła się w Partię Demokratyczną, a następnie schroniła się w LiD. A początek dał ROAD. Peceidzi też mieli burzliwe dzieje. Porozumienie Centrum było wyjątkowo łatwo podzielnym ugrupowaniem. W różnym czasie odłączały się różne skrzydła. Na przykład chadeckie pod dumną nazwą Forum Myśli Chrześcijańsko-Demokratycznej z Janem Olszewskim, który potem stworzył RdR, który się następnie oczywiście podzielił, i to nie raz (potem Olszewski założył Ruch Odbudowy Polski), jedną z odnóg było też Zjednoczenie Polskie Andrzeja Anusza. Wyłamało się też tzw. Centrum Chrześcijańsko-Demokratyczne, a potem Porozumienie Centrum-Inicjatywa Integracyjna (swoją drogą, dobra nazwa jak na rozłamowe ugrupowanie). Niemal cała ta drobnica poszła później do AWS (która zgromadziła niemal 40 planktonowych partyjek), a następnie większość założycieli PC trafiła do PiS. Można jednak zaryzykować tezę, że ten pierwotny podział na unidów i peceidów w jakiejś szczątkowej formie przetrwał do dzisiaj w postaci Platformy i PiS, bo w obu tych partiach można odnaleźć w ważnych miejscach ludzi z tamtych partii-przodków, choć główny nurt ROAD przeniósł się (po solidnym przetrzebieniu) do LiD. Tak więc zasadniczy nurt polityki jest kontynuowany, a poszczególne warstwy geologiczne życia partyjnego pokazują, jak trudno było się przebić do strefy społecznej widzialności. Ale bywało też tak, że nowe formacje powstawały i zanikały w ramach jednej kadencji Sejmu, egzystując jedynie pod postacią klubów parlamentarnych. Tworzono też rozmaite sojusze, platformy, przymierza, w rodzaju Sekretariatu Ugrupowań Prawicowych, Przymierza dla Polski, Konwentu św. Katarzyny, Katolickiego Komitetu Wyborczego Ojczyzna, Porozumienia Obywatelskiego Centrum, Inicjatywy dla Polski czy Wyborczej Akcji Katolickiej. Dzisiaj te nazwy brzmią pusto, ale jeszcze 10 lat temu nie schodziły z pierwszych stron gazet. Długo porozumieniem kilku ugrupowań był Sojusz Lewicy Demokratycznej (gdzie pierwsze skrzypce grała Socjaldemokracja Rzeczpospolitej Polskiej), aż przekształcił się w jednolitą partię. O rozdrobnieniu zaś partii ludowych i próbach jednoczenia krążyły legendy: PSL-Odrodzenie, Ojcowizna, PSL wilanowskie, Stronnictwo Ludowo-Chrześcijańskie, PSL Piast i inne. Także lewica miała i ma silną reprezentację drobnicy.