Prof. Barbara Zahorska-Markiewicz, prezes Polskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością: "Najlepszą porą na odchudzanie jest wiosna i lato. Więcej jest warzyw, owoców, silniejsza jest też nasza motywacja." Dla kobiet względy estetyczne są najważniejsze przy podejmowaniu decyzji o walce z nadwagą zauważa prof. Zahorska-Markiewicz. - Mężczyźni mobilizują się dopiero wtedy, gdy otyłość zagraża ich zdrowiu. Niewielki brzuszek jeszcze nie niepokoi. Trzeci podbródek też nie. Szkoda, że grubasy nie wiedzą, co dzieje się w ich organizmach. Serce pracuje z coraz większym trudem, komórki łakną insuliny (jest im niezbędna do przyjęcia cząsteczki glukozy, z której czerpią energię; u otyłych do otwarcia tych umownych drzwi potrzeba nie jednej, lecz dwóch cząsteczek insuliny i stąd otyłość prowadzi do cukrzycy). Narządy wewnętrzne otacza coraz grubsza tkanka tłuszczowa, a ciśnienie krwi w naczyniach wzrasta. Do jak licznej grupy trafiają argumenty lekarzy, że otyłość może skracać życie? I ilu spośród tych, którzy uwierzyli, że kopią sobie grób łyżką i widelcem, jest w stanie zmienić dawne nawyki? Łatwo dawać kategoryczne rady: nie jedz tłusto, więcej się ruszaj, ogranicz posiłki. Jeśli ktoś staje na głowie, by uporać się z nadwagą, a po miesiącu nie widzi efektów (poza narastającym uczuciem głodu), to trudno nie czuć rozgoryczenia: na sklepowych półkach dziesiątki produktów light, wokół same cudowne diety, zastępy doradców żywieniowych obiecujących cuda - a centymetrów w pasie nie ubywa. Czy naprawdę wojna z tuszą musi być tak fizycznie i psychicznie dolegliwa? W kleszczach kalorii Plaga otyłości nie wzięła się znikąd. Inaczej niż w przypadku tradycyjnych epidemii, które roznoszą wirusy czy bakterie, na zbędne kilogramy pracujemy sami. Eksperci uparcie twierdzą, że otyłość spowodowana jest spożywaniem zbyt wielu kalorii, które następnie nie są spalane podczas aktywności fizycznej. Oto skąd bierze się ta udręka: w świecie konsumpcji postawiliśmy na wygodę i przyjemności, a o naszą codzienną dietę zadbał przemysł spożywczy, który rafinuje cukier, wybiela mąkę, szlifuje ryż, smaży w głębokim tłuszczu - jednym słowem zwiększa kaloryczność tego, czym się odżywiamy. W dodatku, jeśli nawet ktoś dał się porwać hasłu "pięć razy dziennie warzywa i owoce", to i tak bez zmiany stylu życia kilogramów nie straci. Sukces wynikający z lepszej diety, opartej na warzywach i owocach, niwelujemy brakiem ruchu, który pomógłby spalić kalorie gromadzące się w postaci tkanki tłuszczowej (jeden gram węglowodanów dostarcza cztery kilokalorie, zaś jeden gram tłuszczów - aż dziewięć). Dlatego nawet jedząc same owoce można przytyć, nie ruszając się sprzed telewizora lub spędzając większość dnia za kierownicą samochodu! - Kilogram jabłek to już 460 kcal - podkreśla prof. Barbara Zahorska-Markiewicz. - Z rybami jest podobny kłopot: wszyscy myślą, że są dobrą alternatywą dla wędlin i mięs, ale trzeba wiedzieć, jakie ryby wybierać pod względem kaloryczności. 100 g dorsza to 78 kcal, 100 g węgorza - 278! A może ktoś chciałby odchudzić się wypełniając żołądek samymi płynami? To także pułapka. Odkąd cukier dodawany jest do napojów i przetworów owocowych, przedłuża ich trwałość. Ale to sacharoza - słodki oszust, który stwarza wrażenie sytości, lecz dostarcza kalorii powodujących przyrost wagi. Apetyt rośnie Z zastępowaniem cukru najróżniejszymi słodzikami spotykamy się często w produktach light (uwaga: aby można było tak nazwać produkt spożywczy, powinien mieć zmniejszoną kaloryczność o co najmniej 30 proc. w porównaniu ze swoim naturalnym odpowiednikiem; zawsze warto to sprawdzać na etykiecie, bo nie wszyscy producenci przestrzegają tej zasady). Zastępując cukier słodzikiem wielu uważa, że przyjmuje mniej kalorii - a to nie jest takie oczywiste! Na fakt, że jedzenie niskokalorycznych potraw powoduje wzrost apetytu, zwrócili uwagę kanadyjscy naukowcy z University of Alberta pod kierunkiem prof. Davida Pierce'a.