Nissan Pivo2 nie wygląda poważnie, z trudem można go nazwać samochodem. Prędzej przerośniętą futurystyczną zabawką: wielkie przeszklone jajo stojące na podstawce opartej na czterech mniejszych jajach. Te mniejsze kryją nieduże koła. Większe to kabina z centralnie ulokowanym fotelem kierowcy i dwoma miejscami po bokach, na które od biedy wcisną się drobni pasażerowie. Sami konstruktorzy nazywają Pivo2 indywidualnym środkiem transportu. Wbrew zabawkowej formie, sprawa wygląda bardzo poważnie. W ośrodkach badawczych na świecie trwają prace nad stworzeniem pojazdu, który będzie łączył zalety publicznych środków transportu ze swobodą, jaką daje własne auto. Ma nie zatruwać powietrza ani nie hałasować oraz być zdolne do poruszania się w ciasnej przestrzeni wielkich aglomeracji. Wygląda to na próbę rozwiązania kwadratury koła. Mimo to konstruktorzy i naukowcy nie tracą nadziei, a wielkie koncerny nie szczędzą pieniędzy na badania. Kabina obrotowa Pivo2 jest tego dowodem. To pojazd koncepcyjny, nieprzeznaczony do produkcji. Istnieje w jednym egzemplarzu, z którym Japończycy obchodzą się jak z jajkiem. To kolejna próba zmierzenia się z technologicznymi i cywilizacyjnymi wyzwaniami. Prace trwają od 10 lat. Dwójka w nazwie świadczy o wcześniejszej wersji tego pojazdu, który zaprezentowano w 2005 r. Poprzedziły go dwa inne eksperymentalne modele. Prześledzenie ich linii rozwojowej pokazuje, jak konstruktorzy powoli odrywają się od tradycyjnej formy samochodu i próbują podążać w innym kierunku. Być może ta droga zaprowadzi ich na manowce, a może odnajdą świętego Graala motoryzacji? Ten jajowaty pojazd bardzo różni się od tradycyjnego auta. I to nie tylko wyglądem. Tu wszystko rusza się i obraca. Nawet trudno się zorientować, gdzie jest przód, a gdzie tył. Koła, na wysuniętych poza obrys pojazdu ruchomych ramionach, zmieniają położenie i obracają wokół pionowej osi. W efekcie auto może jechać do przodu, do tyłu albo w bok, nie zakręcając. Kabina pasażerska ma zdolność obracania się o 360 stopni, więc kierowca może być zawsze ustawiony przodem do kierunku jazdy. Trzeba tylko uważać, żeby nie zakręciło się w głowie. Każdy, kto często parkuje na zatłoczonych ulicach, łatwo wyobrazi sobie zalety tego rozwiązania. Wystarczy znaleźć lukę niewiele większą od samego auta. Zatrzymujemy się przy niej i wydajemy komendę parkowania równoległego. Ramiona zawieszenia zmieniają położenie, koła ustawiają się prostopadle do chodnika. Kabina obraca się w tę samą stronę i wjeżdżamy w lukę, sytuację po bokach śledząc na małym ekranie zastępującym lusterka boczne. Żeby wysiąść, nie trzeba nawet obracać kabiny, bo drzwi są od frontu. Po naciśnięciu guzika unoszą się i odchylają wraz z tablicą wskaźników i kierownicą. Miłośnikom starej motoryzacji może to nasunąć skojarzenia z BMW Isettą - autkiem sprzed pół wieku, do którego wsiadało się w podobny sposób.