Dwa samoloty – dwie historie. Prace poszukiwawcze w Kokoszkach
Na trop rozbitego, a właściwie rozbitych samolotów w rejonie dzielnicy Gdańska Kokoszki, wpadł 15 lat temu Dominik Markiewicz z Fundacji Latebra. Podczas spaceru, przypadkowo, natknął się na jednej z pobliskich łąk na poskręcane, pomalowane na zielono fragmenty aluminium. Wśród nich jeden miał wyraźne napisy po… rosyjsku. Zaciekawiony zaczął poszukiwać informacji w rozmowach z okolicznymi, starszymi mieszkańcami.
Sama miejscowość znajdowała się w 1939 roku w Polsce, a od granicy Wolnego Miasta Gdańsk dzieliło ją kilka kilometrów. Okazało się, że w Kokoszkach pamiętano o katastrofie lotniczej, jaka rozegrała się w podczas II wojny światowej. Opowieści te dotyczyły jednak nie sowieckiego, a niemieckiego samolotu. Jedna z rozmówczyń Dominika, pani Eryka Hirsz, wspominała, że jesienią 1943 roku była praktycznie świadkiem tego wydarzenia. Nad miejscowością miał pojawić się duży niemiecki bombowiec, który paląc się już w powietrzu, uderzył w podmokłą łąkę. Pani Eryka uczęszczała wtedy do miejscowej szkoły, znajdującej się zaledwie kilkaset metrów od miejsca, gdzie spadł samolot. Przerażeni uczniowie wybiegli na zewnątrz i zobaczyli wstrząsający widok całkowicie rozbitego samolotu, którego silniki oraz kabina wbiły się głęboko w podmokły grunt. W pobliżu wraku można było zobaczyć fragmenty skrzydeł, a nawet szczątków ludzkich należących do członków załogi lub pasażerów.
Cały teren katastrofy został szybko otoczony przez wojsko niemieckie. Ciała, większe części kadłuba i wyposażenie zostały wywiezione. Jednak według świadków na miejscu miało pozostać jeszcze sporo przedmiotów, m.in. silnik wbity głęboko w trzęsawisko.
Odnalezione przez Dominika w 2004 roku fragmenty pomalowanego na zielono poszycia należały jednak do innego, bo sowieckiego samolotu, który został wstępnie zidentyfikowany jako Ił Sturmovik. Tymczasem rozmówcy Dominika zgodnie umiejscawiali katastrofę samolotu w barwach Luftwaffe kilkaset metrów od miejsca, gdzie pojawiły się "radzieckie części", w rejonie dzisiejszego niewielkiego zbiornika wodnego. Wyglądało to na bardzo rzadki przypadek rozbicia się w promieniu kilkuset metrów dwóch różnych samolotów, w dwóch różnych okresach II wojny światowej! Aby rozwikłać tę zagadkę, należało przeprowadzić poszukiwania.
Finał tej sprawy nastąpił dopiero po wielu latach, we wrześniu 2018 roku, gdy po dłuższych staraniach Fundacja Latebra uzyskała pozwolenia właściciela terenu oraz konserwatora zabytków.
Głównym celem poszukiwań przyjętym przez organizatorów było określenie miejsca rozbicia się samolotu radzieckiego, którego niewielkie fragmenty zostały wcześniej odnalezione oraz zweryfikowanie informacji dotyczącej historii domniemanego "niemieckiego bombowca". A w przypadku, gdyby rzeczywiście w ziemi i wodzie znalazły się jego fragmenty, to skoncentrowanie się na ustaleniu typu i przynależności państwowej oraz odnalezieniu silnika, o którym wspominali świadkowie.
Lokalizacja miejsca katastrofy została doprecyzowana dzięki pomiarom przeprowadzonym wcześniej za pomocą magnetometru i ramowych detektorów metali. Był to północny skraj niewielkiego, płytkiego stawu, w jaki zamieniły się po wojnie mokradła i podmokłe łąki.
8 września, z chwilą, gdy sfinansowana przez firmę Paxbud Professional i Dariusza Dybowskiego koparka zaczęła pracę w błotnistej mazi, niemalże od razu okazało się, że kryją się w niej spore ilości samolotowych części. Zdominowało to prace poszukiwawcze i skupiło siły organizatora w tym miejscu, pozostawiając kwestię sowieckiego szturmowca na uboczu.
Rozpoczął się powolny i żmudny proces wydobywania poszczególnych fragmentów samolotu, strzępów poszycia, niezidentyfikowanych, oblepionych błotem destruktów urządzeń, uzbrojenia i innych fragmentów potężnej maszyny. Taplając się w lepkim błocie, część ekipy poszukiwawczej wydobywała poszczególne fragmenty, które były następnie czyszczone przez innych członków zespołu i ostatecznie układane oraz grupowane w celu identyfikacji.
Wydobywając pozostałości samolotu, każdy z uczestników czy organizator marzy o szybkim odnalezieniu "nieśmiertelników", czyli jednej z licznych tabliczek znamionowych, na których określony był dokładny typ i wersja statku powietrznego, a nawet dane pozwalające zidentyfikować konkretną maszynę.
Niestety, w przypadku rozbitych, rozproszonych i najczęściej wtórnie przemieszanych pozostałości takiego rodzaju próby identyfikacji zmieniają się w pracowicie konstruowane puzzle, z których poszczególnych fragmentów, np. rodzaju uzbrojenia, pozostałości wyposażenia, kształtu klapek rewizyjnych czy dających się odczytać numerów jednej z setek części elektrycznych, próbujemy ułożyć jedną logiczną całość.
Tym razem jako pierwszy "kandydat" pojawił się... Junkers w wersji 88 lub 188. Spowodowały to licznie występujące części z logo tej znanej niemieckiej firmy odpowiedzialnej za większość produkcji lotniczej III Rzeszy. Odnalezione destrukty amunicji oraz działka pozwalały stwierdzić, że samolot był potężnie uzbrojony w standardowe karabiny maszynowe MG 17 (o kalibrze 7,92 mm), MG 131 (13 mm) oraz działko lotnicze MG FF (20 mm). To ograniczyło jednocześnie rodzaj maszyny, jaka mogła przenosić taki zestaw broni do m.in. Ju 188 i He 111.
Pośród setek fragmentów związanych z instalacją elektryczną, poszyciem i wyposażeniem samolotu odnalezione zostały produkty znanych niemieckich firm takich jak Bosch, fragmenty cylindra Nüral czy opony firmy Continental. W godzinach popołudniowych organizatorzy skupili się na poszukiwaniach silnika, zakończonych ostatecznie sukcesem.
Na powierzchnię wydobyty został silnik lotniczy Jumo 211 F-1, wyprodukowany przez zakłady Mitteldeutsche Motorenwerke w Taucha koło Lipska (wytwarzające silniki na licencji Junkersa). Co ciekawe zakłady te zostały po wojnie rozgrabione przez Armię Czerwoną, a ich pozostałości do dziś można zobaczyć w okolicach Lipska. Choć silnik stanowił największy wydobyty w całości fragment samolotu, to ostateczne rozwiązanie możliwe było dzięki znacznie mniejszym dowodom.
Dzięki nieocenionej pomocy Arkadiusza Siewierskiego, który wielokrotnie pomagał nam w identyfikowaniu pozostałości lotniczych (znanego na internetowym forum "Odkrywcy" jako Woodhaven), zawodowo związanego z lotnictwem, udało się zidentyfikować typ samolotu. Tym razem kluczem okazały się spinka mocowania kabli Leitungszubehör - Fl 32958 (występująca w myśliwcu Fw 190 i bombowcach Do 17 i He 111) oraz charakterystycznych rozmiarów klapki rewizyjne i kształt goleni podwozia pozwalające stwierdzić z całą pewnością, że rozbitym samolotem był bombowiec Heinkel 111 (najprawdopodobniej w wersji H-11).
Ostatecznie udało się odnaleźć części związane w większości z zespołem napędowym, najprawdopodobniej prawego silnika, oraz fragmenty uzbrojenia z przedniej części kabiny (m.in. działko FF) i środkowej części kadłuba (m.in. Mutterkompass). Jednym z najciekawszych przedmiotów i jedynym bezpośrednio związanym z załogą są pozostałości oficerskiej czapki Luftwaffe.
Prace identyfikacyjne i badanie okoliczności upadku niemieckiej maszyny oraz drugiego, radzieckiego samolotu potrwają do końca roku.
Łukasz Orlicki
***
PODZIĘKOWANIA: Organizator poszukiwań dziękuje za pomoc Przedstawicielom Pomorskiego WKZ, Michałowi i Bastianowi Rutkowskim, Krzysztofowi Notarskiemu - Przewodniczącemu Zarządu Dzielnicy Kokoszki, Piotrowi Odyi - Członkowi Zarządu Rady Dzielnicy Kokoszki, firmie PAXBUD PROFESSIONAL i Karolowi Zbrógowi - archeologowi nadzorującemu prace.
A my, jako "Odkrywca", dziękujemy Arkadiuszowi Siewierskiemu.