Jak dowiedział się "Newsweek", Kancelaria Premiera zamierza odebrać minister pracy Annie Kalacie nadzór nad Państwowym Funduszem Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych oraz Urzędem ds. Kombatantów. Z kolei Ministerstwo Rozwoju Regionalnego ma przejąć kontrolę nad Europejskim Funduszem Społecznym, unijnym programem pomocowym, który do tej pory nadzorowała Kalata. - Jak tak dalej pójdzie, zostaną nam tylko Ochotnicze Hufce Pracy - mówi z przekąsem wysokiej rangi urzędnik resortu pracy. PiS krytycznie ocenia pracę Kalaty. Przemysław Gosiewski zaliczył ją do grona ministrów, którzy dostali od premiera żółtą kartkę podczas oceny pracy resortów. Także prezydent uważa, że Kalata została ministrem na kredyt. - W każdym rządzie jest jakiś stypendysta - mówi urzędnik jego kancelarii. I tłumaczy: - Jedyne, co można zrobić, to maksymalne ograniczyć jej kompetencje. Dla Samoobrony najważniejsze jest to, żeby nadal się nazywała ministrem. Ale Kalata nie zamierza się poddawać. - Żadne decyzje jeszcze nie zapadły. A ja jestem przeciwna przekazywaniu jakichkolwiek kompetencji innym resortom - mówi "Newsweekowi". I próbuje walczyć. Kiedy szef rządu przejął nadzór nad Zakładem Ubezpieczeń Społecznych, zablokowała przepływ do Kancelarii Premiera urzędników, którzy odpowiadali za ZUS w jej resorcie. Na nic zdały się ostre upomnienia ministra Gosiewskiego. Kalata nie chce także oddać Europejskiego Funduszu Społecznego pod nadzór Grażyny Gęsickiej. Bliski współpracownik Gęsickiej twierdzi: - Ministerstwo Pracy nie radzi sobie z EFS. Unijne pieniądze mogą być zmarnowane, więc za zgodą premiera postanowiliśmy wkroczyć do akcji. W tej chwili trwa wyścig między Kalatą a Gęsicką, kto pierwszy utworzy własną jednostkę do obsługi funduszu.