Pomysł zakłada utworzenie we wszystkich gminach wiejskich w Polsce centrów informacji rolnej, które mają doradzać rolnikom, jak zdobywać pieniądze z UE. Każde z 2,5 tys. centrów ma podlegać bezpośrednio Agencji nadzorowanej przez resort Andrzeja Leppera. Plan jest prosty. Gmina udostępni lokal, a miejscowy oddział ARiMR oddeleguje na stałe co najmniej jednego kompetentnego urzędnika i zapewni centrum komputer z dostępem do internetu. Jak rozwiązać powstałe w ten sposób braki kadrowe w Agencji? - Będzie musiała uzupełnić je na własną rękę - odpowiada Grzegorz Skwierczyński, poseł Samoobrony i autor pomysłu. Zatrudnienie takiej liczby urzędników to dla budżetu wydatek sięgający ok. 100 mln zł rocznie, ale Skwierczyński przekonuje, że warto tworzyć nowe etaty. - Ludzie często nie mają czasu jechać do odległego powiatu, by uzyskać pomoc. Gminy są bliżej ludzi. Specjaliści zatrudnieni na miejscu mogliby poświęcić więcej czasu sprawom każdego z rolników - tłumaczy poseł. Jeszcze w lipcu Samoobrona zacznie forsować pomysł wśród koalicjantów. Może liczyć na poparcie PiS. - Idea jest słuszna. Nie możemy robić pozornych oszczędności. Jeśli zatrudnienie nowych ludzi w administracji spowoduje wzrost absorpcji środków unijnych, to warto stworzyć nawet 30 tysięcy etatów - przyklaskuje Tadeusz Cymański, wiceszef klubu PiS. Suchej nitki na pomyśle Samoobrony nie zostawia oczywiście opozycja. - Rolnicy świetnie sobie dziś radzą z wykorzystywaniem unijnych pieniędzy. Pomysł Samoobrony to klasyczny sposób tworzenia kolejnych posad dla własnych ludzi. - Przecież to sam Lepper decyduje, kogo zatrudnić w Agencji, a kogo nie - grzmi poseł PO Kazimierz Plocke, wiceszef sejmowej komisji rolnictwa. Faktycznie, w ostatnich miesiącach prasa wielokrotnie pisała o tym, że konkursy na stanowiska w ARiMR wygrywają najczęściej osoby namaszczone przez władze Samoobrony. Plany rozdania trzech tysięcy etatów krytykuje też prof. Michał Kulesza, autor reformy administracji. - Trudno dyskutować z koncepcją, że należy wspierać rolników w absorpcji unijnych pieniędzy. Wystarczy jednak, że urzędnik z Agencji będzie pełnił w gminie dyżur raz w tygodniu, a rolnicy odczują realną pomoc. Sztywne założenie, że w każdej gminie ma być jeden etatowy pracownik, może doprowadzić do marnotrawstwa stanowisk i pieniędzy - przestrzega prof. Kulesza.