Jego zdaniem Pendolino w Polsce to "rodzaj paciorków wrzuconych dzikiemu ludowi, kolorowy gadżet, którym chwali się władza", a nie dobry interes i skok modernizacyjny. Według Warsewicza Polska bardziej potrzebuje nowego taboru, inwestycji i modernizacji. "To, co kupiła rządząca dziś ekipa, to zabawka. Nie towarzyszy temu żaden szerszy plan, nie ma choćby centrów komunikacyjnych, punktów przesiadkowych z parkingami, dobrze skomunikowanych z przedmieściami i mniejszymi miastami, które zapewniłyby nowym pociągom pasażerów. W efekcie obawiam się, że ta cud zabawka doprowadzi do bankructwa PKP Intercity" - mówi Warsewicz. Były prezes PKP Intercity uważa, że za zakup Pendolino "w ogromnej mierze zapłaci polski podatnik". "To śmierdzi z daleka. W mojej ocenie w tej sprawie jest drugie dno i mam nadzieję, że następny rząd dogłębnie tę sprawę zbada (...). Mówiąc wprost - ktoś za to coś wziął, gdzieś poszły łapówki, procenty, jakieś dziwne transfery. To był kuriozalny przetarg. Mieliśmy do wydania 3 mld zł. I ostatecznie w roku 2011 została złożona tylko jedna ważna oferta. Inne rzekomo nie spełniły wymogów! Tak się uczciwych, prawdziwych przetargów nie przeprowadza" - mówi "wSieci" Czesław Warsewicz. Jak przypomina, PKP Intercity kupiły Pendolino razem z usługą utrzymania i wybudowania nowego zaplecza technicznego za łączną kwotę 665 mln euro, czyli 2,87 mld zł. Ok. 1/3, czyli 200 mln euro na zakup samego taboru będzie pochodziło z funduszy unijnych, resztę zapłaci polska spółka. Sam roczny koszt obsługi zadłużenia wyniesie 80 - 100 mln zł. "Trudno tę inwestycję uznać za rozsądną, przemyślaną, sensowną. To przykład życia ponad stan, kupienia skórzanych mebli do lepianki z walącym się dachem" - stwierdza Warsewicz. Jego zdaniem następny rząd powinien rozważyć wycofanie się z umowy na zakup Pendolino, ewentualnie renegocjować umowę. "Bo w obecnym kształcie ten interes może zniszczyć PKP Intercity. Inna sprawa, że nie jestem pewien, czy nie to właśnie jest celem, czy nie chodzi o zniszczenie całego sektora kolejowego, by w to miejsce wszedł jakiś prywatny czy zagraniczny przewoźnik lub inwestor" - zastanawia się Warsewicz.