Przypomnijmy, że sędzia Łączewski jest znany ze skazania Mariusza Kamińskiego i jego współpracowników na karę bezwzględnego pozbawienia wolności za nadużycia przy rozpracowywaniu przez CBA tzw. "afery gruntowej". Po wyroku z 30 marca 2015 roku, wokół Łączewskiego miały się dziać nietypowe rzeczy - piszą autorzy, powołując się na wypowiedzi sędziego. Łączewski miał np. wspominać o podsłuchach, jakie mu rzekomo założono, czy wizycie prostytutki, której usług nie zamawiał. Obalenie rządu Na początku 2016 roku o Wojciechu Łączewskim znów zrobiło się głośno. Media podały, że Łączewski miał oferować w internecie pomoc osobie podszywającej się pod Tomasza Lisa w działaniach przeciw rządowi. Sędzia miał prowadzić rozmowy pod nazwiskiem "Marek Matusiak" i zjawić na spotkaniu, sądząc, że zobaczy się z Tomaszem Lisem. Kiedy media podały treść korespondencji, jaką wymienił "Marek Matusiak" i internauta podszywający się pod Tomasza Lisa i ujawniły, ze pod pseudonimem ukrywa się sędzia Łączewski, Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła w tej sprawie śledztwo. Zawiadomienie ws. podszywania się na portalu społecznościowym złożył sam Łączewski. "wSieci" ujawnia nieścisłości Dziennikarze "wSieci" przyjrzeli się śledztwu, które dalej jest w toku. "W co gra sędzia Łączewski? Dlaczego myli tropy i przedłuża śledztwo? Czy powinien usłyszeć zarzuty?" - pytają autorzy artykułu. "Z akt sprawy wynika, że pan sędzia coraz mocniej w tej sprawie kluczy, prowadzi grę z prokuraturą, przedłuża śledztwo. A przede wszystkim - jest wiele dowodów zebranych przez te kilka prokuratur, że pan sędzia nie mówi prawdy"- czytamy na łamach tygodnika. Najwięcej wątpliwości wzbudza pojawienie się Łączewskiego w miejscu umówionego wcześniej z rzekomym Tomaszem Lisem spotkania. Jak ujawnia "wSieci", Łączewski przekonuje, że pojawił się tam, aby odebrać dla kolegi książkę. "Problem w tym, że ten znajomy mówi coś innego" - piszą dziennikarze, wyjaśniając nieścisłości między zeznaniami sędziego a wspomnianego kolegi. Jak przekonują dziennikarze, ze śledztwa wynika, że "opowieść sędziego jest fikcją". "To oznacza, że Wojciech Łączewski sam popełnił przestępstwo (składając nieprawdziwe zawiadomienie do prokuratury - przyp. red.)" - czytamy. Więcej na ten temat w najnowszym wydaniu tygodnika "wSieci"