"- Wie pan, przez kogo przegraliśmy te wybory?" - cytuje "Wprost" i jednego "z wpływowych polityków PiS". " - Przez Jarosława. On zawłaszczył kampanię, cały przekaz zredukował do hasła: 'Kaczyński na premiera'. I niestety, po raz kolejny zawiódł. Najpierw poutykał na listach swoich totumfackich; lojalnych, ale nieumiejących walczyć o głosy. Potem stchórzył, unikając debaty z Tuskiem, a na koniec uderzył w Merkel. To było jak puszczenie w towarzystwie bąka, po którym ludzie uciekają z pokoju. W efekcie zostali z nim tylko najwierniejsi wyborcy". Autorzy artykułu przypominają, że "do tej pory powyborcze rozliczenia w PiS zawsze wyglądały tak samo: winę zwalano na sztabowców, a prezes umywał od wszystkiego ręce": w wyborach z 2007 roku "winni" byli "spin doktorzy", którzy - jak czytamy we "Wprost" - "namówili Kaczyńskiego na debatę z Tuskiem i nie zrozumieli, że ludzie mają już dość epatowania wojną z 'układem'". W wyborach prezydenckich w 2010 roku o porażkę (w dodatku sugerowano, że być może celowo spowodowaną) oskarżani byli Joanna Kluzik-Rostkowska, Elżbieta Jakubiak i Paweł Poncyljusz , bowiem "nie pozwolili prezesowi mówić o Smoleńsku, przesadzili z łagodzeniem jego wizerunku". "Teraz jest inaczej" - czytamy w artykule. - "W partii po raz pierwszy pojawiają się głosy, że największym problemem PiS jest sam Kaczyński". Jeden z rozmówców "Wprost" rysuje także scenariusz, którego PiS się boi: "Jarosław jest na najlepszej drodze, żeby zniszczyć nie tylko PiS, lecz także całą prawicę. Tusk zaraz zacznie się ustawiać w roli tego, który powstrzymuje szaleństwa dwóch skrajnych partii - PiS i Ruchu Palikota. Efekt będzie taki, że obie spotkają się na poziomie 20 proc. głosów. Tyle że Palikot kiedyś w końcu wejdzie do koalicji z Platformą, a my nie. Wtedy w Warszawie będzie nie Budapeszt Orbána, lecz Madryt Zapatero". O sytuacji w Prawie i Sprawiedliwości przeczytać będzie można j w najnowszym numerze "Wprost".