Styczeń 2013 roku. Posiedzenie Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej. Komisja wybiera dwóch ekspertów konstytucjonalistów. Obecna na posiedzeniu Krystyna Pawłowicz recenzuje ich, jakby byli niewolnikami sprzedawanymi na targu. - Niech powiedzą, który jest który - mówi w pewnym momencie. Gdy eksperci zapowiadają przedstawienie swojego życiorysu, Pawłowicz mówi: Powinni złożyć oświadczenia lustracyjne. Gdy jeden z nich deklaruje, że jest gotowy odpowiedzieć na najtrudniejsze pytania, Pawłowicz głośno komentuje: - Ee, na pewno nie odpowie. Obrazek ten dobrze charakteryzuje posłankę PiS, o której zrobiło się głośno po debacie na temat związków partnerskich. Z liderem PiS Jarosławem Kaczyńskim łączy ją wiele. Nie tylko przywódcze usposobienie. - Nie umiem posługiwać się komputerem, nie umiem wysłać esemesa, nie mam prawa jazdy, nie umiem pływać, konto założyłam parę lat temu, gdy nie chciano mi już wypłacać honorariów w gotówce - wylicza. I dodaje: - Bardzo szanuję pana prezesa Kaczyńskiego także za jego stosunek do rodziców, a zwłaszcza troskliwą opiekę nad matką. Stosunek do starszych ludzi jest świadectwem człowieczeństwa. Podziwiam też spokój i opanowanie, których mi czasami brakuje - opowiada.- Jeśli jednak kiedykolwiek pójdę przynajmniej do jakiegoś czyśćca, to może za cierpliwą opiekę nad rodzicami. Przez wiele lat. Spotykamy się z panią poseł z siedzibie "Gazety Polskiej", gdzie jest zaproszona do studia telewizyjnego na rozmowę. Po swym wystąpieniu w Sejmie jest bowiem rozchwytywana przez media. Pytamy ją, czy przygotowując opinie do ustawy o związkach partnerskich korzystała z jakichś ekspertów. - Nie zawsze potrzebuję ekspertyz naukowych. Są rzeczy, które sama potrafię ocenić, na przykład zgodność niektórych projektów z konstytucją. - odpowiada pewna siebie. - Kto twierdzi, że związki partnerskie są zgodne z konstytucją? Profesor Mirosław Wyrzykowski? Przecież on jest zainteresowany i zawsze pisał ekspertyzy pozytywne dla postulatów tego środowiska - odparowuje. Pawłowicz gdy zaczyna o czymś opowiadać od razu się nakręca, podnosi głos, gestykuluje. W ciągu godzinnej rozmowy do pokoju w którym rozmawiamy trzy razy wchodzi pracownik "GP", który prosi "pani poseł pół tonu ciszej". Głos posłanki niesie się bowiem w studiu telewizyjnym, które jest za ścianą. Więcej na Wprost.pl oraz w artykule Amelii Panuszko i Piotra Śmiłowicza w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego wieczora będzie dostępny w formie e-wydania.