To właśnie zaplanowanym od dawna odpoczynkiem MSZ tłumaczyło nieobecność pani minister na szczycie Unii w Berlinie. Sobota. Kilka minut po południu. Pod gdański dom szefowej polskiej dyplomacji podjeżdża limuzyna. Po chwili wsiada do niej elegancko ubrana pani minister. Auto wiezie ją wprost do... centrum handlowego "Manhattan". Po kwadransie Fotyga rusza z powrotem do domu. Mija kilkanaście minut, szefowa MSZ wyłania się po raz kolejny. Tym razem przebrana w brązowy żakiet. Spieszy się. Samochód zatrzymuje się przed mięsnym! Siatkę z wędlinami dostaje pod opiekę wierny ochroniarz BOR. To nie koniec sklepowych szaleństw! Pani minister ma jeszcze ochotę na ciasteczko. Po chwili samochód znów pędzi, tym razem w kierunku Gdańska Oliwy. Zaopatrzona w strawę dla ciała, minister Fotyga zapragnęła czegoś dla duszy! Niestety, muzeum, które próbowała zwiedzić, okazało się zamknięte... Następny punkt dnia to spotkanie z dziennikarzami w centrum. Podczas wywiadów minister tłumaczy, że na szczyt berliński nie pojechała, bo jest tam prezydent. Poza tym nie ma tam szefów dyplomacji innych państw. Inne zdanie na ten temat ma Bronisław Geremek. - To jest taki moment, w którym nieobecność ministra spraw zagranicznych nie jest niczym usprawiedliwiona - mówi "SE" były szef MSZ. Po udzieleniu krótkich wywiadów pani minister pospacerowała po Starówce. Co działo się na berlińskim szczycie - mogła zobaczyć w tv.