Malinowskiego zapytano, czy Polska upadła tak nisko, jak Wietnam, Uganda czy Kongo, gdzie ostatnio wicesekretarz stanu USA jeździł, by bronic demokracji. Polityk tłumaczył, że przyjechał do Warszawy w związku ze szczytem OBWE, aby dyskutować o stanie demokracji w całym regionie. Wskazał na problem Rosji i jej agresji na Ukrainę, przeprowadzonej - jak wymieniał - metodami wojskowymi, a także za pomocą manipulacji, cyberataków czy wsparcia wręcz neonazistowskich ruchów w krajach demokratycznych. "[Rosjanie] chcą cynicznie wykazać nie tylko to, że Rosja jest dobra i moralna, a nasze demokracje zgniłe i złe, ale także to, że Zachód używa demokracji i praw człowieka jedynie jako narzędzi walki z Moskwą, bo sam łamie reguły, nie jest od Rosjan lepszy. W tym kontekście debata, która toczy się w Polsce, ma o wiele szersze konsekwencje" - tłumaczył. Zapytany, czy jego zdaniem, demokracji w Polsce coś zagraża, podkreślił, że urodził się w Polsce, zna historię naszego kraju i rozumie ludzi po obu stronach politycznej debaty. I choć zaznaczył, że amerykański rząd musi pozostać w sprawie polski całkowicie neutralny, wskazał też, że "dobrze byłoby wziąć pod uwagę opinię [naszych] przyjaciół". Jak doprecyzował, chodzi o europejskie instytucje, które bronią demokracji na świecie. "Patrzę na to z perspektywy niedawnych doświadczeń Ameryki. Kiedy po 11 września odeszliśmy od naszych zasad - Guantanamo, włączenie przez krótki czas tortur do polityki państwa, rzeczy, o których Polacy dobrze wiedzą - byliśmy krytykowani przez te same instytucje, które teraz podważają niektóre praktyki obecnego polskiego rządu" - powiedział w wywiadzie dla "Rz". Jak zaznaczył, najpierw Amerykanie przyjęli to z oburzeniem, ale "stopniowo rozumieliśmy, że część krytyki jest uzasadniona", a odejście od [demokratycznych] wartości osłabia pozycję kraju. Zapytany, czy w USA pojawiają się wątpliwości, czy Ameryka powinna angażować się w obronę Polski, odpowiedział, że czasami tak. Jak wskazał, kiedy ludzie są źle informowani, łatwo przesadzają. "Słychać, że Polska jest już przegrana, podąża drogą Turcji i Rosji" - wyjaśniał. Jak podkreślił - wie, że to nieprawda i prezydent też jest tego świadomy, ale "w polityce percepcja staje się całkiem realnym czynnikiem, któremu trzeba przeciwdziałać, żeby nie dać oponentom amunicji". Więcej w "Rzeczpospolitej".