Dwa tygodnie temu marszałek Sejmu skierował sprawę weksli Samoobrony do Trybunału Konstytucyjnego, czego efektem może być właśnie delegalizacja partii. Lepper na wieść o postępowaniu w Trybunale początkowo groził nawet wyjściem z koalicji, potem jednak zmienił front. Dlaczego? Okazuje się, że gdyby Samoobrona została zdelegalizowana, wszelkie jej zobowiązania finansowe, np. kredyty zaciągnięte w kampanii wyborczej, spłaci Skarb Państwa. Gdyby Samoobrona przegrała sprawy roszczeniowe osób, które podpisały weksle, a nie znalazły się w parlamencie - po delegalizacji partii, również te jej długi pokryje budżet państwa. Ale ci, którzy chcą wyciągnąć od Leppera weksle i odszkodowania za nielegalne ich przetrzymywanie, mają coraz mniej czasu - w sierpniu mijają dwa lata od momentu podpisania umów wekslowych, co oznacza, że przedawnia się termin dochodzenia roszczeń przez poszkodowanych. Wprawdzie Janusz Maksymiuk, wiceszef partii, zapewnia, że są one sukcesywnie oddawane, ale poszkodowani twierdzą, że to nieprawda. - W imieniu moich klientów wezwałam do dobrowolnego potwierdzenia przez Samoobronę, że nie ma między nią a moimi klientami stosunku prawnego wynikającego z umów wekslowych - mówi mecenas Aleksandra Kwietniowska. - Podpisali umowy i weksle, a na listach wyborczych nigdy się nie znaleźli, tym samym powinny one zostać im zwrócone - dodaje prawniczka. Weksle miały być zabezpieczeniem, gdyby poseł lub senator chciał opuścić klub Samoobrony. Każdy opiewa na 552 tys. zł. Kandydat tej partii na parlamentarzystę podpisywał weksel wystawiony na związek zawodowy w zamian za używanie logo Samoobrony podczas kampanii wyborczej.