To właśnie dzięki podsłuchom "seksmarszałka" zaczęto bacznie przyglądać się Buremu. Jak informuje "SE", Mirosław Karapyta i Bury znają się od dawna. Obaj byli postrzegani jako przywódcy PSL na Podkarpaciu, a ich znajomość miała towarzysko-zawodowy charakter. Ich drogi zaczęły się rozchodzić dopiero po wybuchu seksafery z udziałem marszałka. Gazeta przypomina, że to właśnie Mirosław Karapyta jako pierwszy był podsłuchiwany przez śledczych. "Dzięki temu policjanci trafili na Jana Burego. Nagrania z jego udziałem miały najpierw trafić do prokuratury, a ta zleciła prowadzenie czynności CBA" - mówi "SE" jeden ze śledczych znający kulisy sprawy. Prokuratura Apelacyjna w Lublinie postawiła Karapycie siedem zarzutów dotyczących czynów popełnionych w latach 2011-2012. Miał on przyjąć łapówki w kwotach od 1,5 do 30 tys. zł, łącznie kilkadziesiąt tysięcy złotych. Korzyści przyjmowane przez marszałka miały polegać też na opłaceniu mu pobytu na urlopie za granicą i w Polsce. Dwa zarzuty dotyczą korzyści osobistych w postaci zaspakajania potrzeb seksualnych. Karapyta został zatrzymany przez CBA 22 kwietnia. Dwa dni później lubelski sąd aresztował go na trzy miesiące, zastrzegając, że ten środek zapobiegawczy ulegnie zmianie, z chwilą złożenia 60 tys. zł poręczenia majątkowego. Karapyta wpłacił kaucję i wyszedł na wolność. Przed sądem nie przyznał się do popełnienia żadnego z zarzucanych mu czynów.