Nawet 150 tysięcy zł - tyle, według obliczeń "Super Expressu", kosztowało podatników - jak napisała bulwarówka - "haratanie w gałę przez Donalda Tuska". "Super Express" wylicza, że na meczach byłemu premierowi zawsze asystowali oficerowie BOR, na boisko wiozła go kolumna rządowych samochodów, a za wynajem obiektu sportowego płaciła PO z państwowych pieniędzy. Bulwarówka podliczyła wszystkie mecze rozegrane przez Donalda Tuska w ciągu siedmioletniego kierowania rządem. Z kalkulacji "Super Expressu" wynika, że polityk rozegrał około 300 spotkań piłkarskich. Mecze odbywały się zazwyczaj na warszawskim Bemowie, a czasami na obiekcie Polonii Warszawa. Za każdym razem Tuskowi towarzyszyło sześciu oficerów Biura Ochrony Rządu. Świta szefa rządu w dwóch limuzynach musiała dojechać z Kancelarii Premiera na boisko na warszawskim Bemowie, asystować mu podczas meczu i wrócić do willi rządowej na ul. Parkowej. Sportowa pasja Tuska okazała się być kosztowna. Jak obliczyliśmy, przez siedem lat rządów Tuska, na haratanie w gałę polityka poszło ok. 150 tys. zł. Praca oficerów BOR kosztowała ok. 100 tys. zł, rezerwacja boiska ok. 42 tys. zł, paliwo - ok. 7 tys. zł - wylicza tabloid.