Stoltenberg ma ważną cechę, której nie miał jego poprzednik Anders Fogh Rasmussen - powściągliwość - pisze autor komentarza, brukselski korespondent "SZ" Daniel Broessel.Były premier Norwegii jest politykiem, "który nie podnosi głosu", a fakt, że rozumie Rosję, zapewne mu pomoże. Kto jednak spodziewa się, że jego pierwszym zadaniem będzie "udobruchanie" prezydenta Władimira Putina, ten "dozna rozczarowania" - uważa Broessler. Celem wizyty w Warszawie jest zdaniem "SZ" ponowne zapewnienie członków NATO graniczących z Rosją, że Sojusz chroni także ich. Kompromis ze szczytu w Walii polega na tym, że Sojusz z jednej strony czuje się nadal związany umową z Rosją, z drugiej zaś akcentuje swoją obecność na Wschodzie na tyle, na ile jest to zgodne z tą umową. Stoltenberg musi zrealizować ten kompromis, by zapewnić "nowym" członkom Sojuszu poczucie bezpieczeństwa - pisze Broessler. NATO obiecało na szczycie w Walii "rotacyjną obecność mniejszych oddziałów". Zadaniem Stoltenberga jest "zorganizowanie" tej obecności. Broessler podkreśla, że nie chodzi o "peryferia Sojuszu, lecz o jego jądro" - o obietnicę przyjścia z pomocą na podstawie art. 5. Jeżeli Rosja odważyłaby się na atak na któreś z państw bałtyckich, Sojusz musiałby znaleźć się w stanie wojny albo musiałby przestać istnieć. NATO będzie istniało dopóty, dopóki wiarygodne są jego gwarancje bezpieczeństwa. Stoltenberg nie może tu pozwolić sobie na żadne dwuznaczności - ostrzega "SZ". Zdaniem autora komentarza prowadzi to jednak do dylematu: im mocniej NATO podkreśla bezpieczeństwo członków Sojuszu, tym bardziej widoczna staje się bezbronność krajów, które nie należą do Sojuszu. Oficjalnie NATO prowadzi politykę otwartych drzwi, lecz w rzeczywistości są to "najlepiej strzeżone drzwi na świecie" - ocenia "SZ". Sojusz pociesza potencjalnych kandydatów, lecz nie daje im perspektywy członkostwa - zauważa Broessler. Putin jest przeciwny rozszerzeniu, a pokusa, by zaakceptować jego stanowisko, jest duża. Kto nie chce pogodzić się z aneksją Krymu i uznać ją za akt samoobrony, ten ma ciężkie życie. Musi działać spokojnie w sytuacji grożącej pożarem i nie może pogodzić się z tym, by całe narody w "Międzyeuropie" pozostawić na pastwę wielkiego sąsiada. "Stoltenberg stoi przed trudną misją, która - miejmy nadzieję - nie okaże się niemożliwa do wykonania" - konkluduje "Sueddeutsche Zeitung".