Poznański prokurator Rafał Maćkowiak powiedział: "Już teraz mogę powiedzieć, że nie wykluczamy zarzutów". Prokuratura bada kampanię wyborczą w 2005 r. To jeden z wątków śledztwa. wielokrotnie chwalił się, że Państwowa Komisja Wyborcza zaakceptowała rozliczenie kampanii wyborczej jego partii - przypomina "GW". Krzysztof Lorentz, dyrektor działu kontroli finansowania partii Krajowego Biura Wyborczego: "Mogliśmy sprawdzać, czy dochowano limitów wpłat. Ale nie jesteśmy uprawnieni do sprawdzania, skąd darczyńcy wzięli pieniądze". Sprawdziła to prokuratura. Efekt? Okazało się, że kwoty od kilku do nawet 20 tys. zł wpłacali emeryci, renciści lub studenci. Skąd osoby mające kilkaset złotych dochodu miały takie sumy? Maćkowiak: "To właśnie ustalamy. Wyników nie mogę na razie podać". Czy na pewno te osoby chciały oddać swoje oszczędności Andrzejowi Lepperowi? Prokurator Maćkowiak: "Mamy podejrzenia, że pieniądze wpłacały tzw. słupy". Ten mechanizm miał pomóc działaczom w ominięciu przepisów o partiach politycznych i finansowaniu wyborów. Zgodnie z nimi jedna osoba nie może podczas kampanii wpłacić więcej niż 25- krotność najniższego wynagrodzenia. W 2005 r. było to ok. 21 tys. zł. Tyle wpłacać mieli właśnie emeryci lub studenci. Byli posłowie z partii Leppera mówili "GW", że był specjalny taryfikator za start w wyborach. Stawki były wysokie - trzeba je było wpłacać przez słupy. Co grozi działaczom Samoobrony, którzy dawali pieniądze słupom, i tym, którzy ich do tego namawiali? Prokuratura nie chce ujawnić, jakie zarzuty będzie stawiać. Ale nieoficjalnie mówi się o złamaniu ustawy o partiach politycznych i ordynacji wyborczej do Sejmu i Senatu. A to oznacza grzywny nawet do 100 tys. zł.