Według politologa PiS przebiło szklany sufit sondażowego poparcia, który nie dawał szans na rządzenie. Smolar wyjaśnia, że do tej zmiany doszło ponieważ PO przeżywa kryzys, ale nie tylko dlatego. - (...) Partia Kaczyńskiego została moralnie wzmocniona tym, czego jej prezes nie potrafił dotychczas robić: otwarciem się na ludzi, których z PiS wyrzucał albo którzy są gotowi przyjść do niego z PO. Mówię o Ziobrze i Gowinie. I liczy się nie siła ich partyjek osiągających rozczarowujące wyniki w wyborach, ale sam fakt, że PiS przestało sprawiać wrażenie zamkniętego zakonu. Jeśli Kaczyński udowodni, że potrafi dać tym ludziom odpowiednie miejsce, a nie zmarginalizuje ich, jak wcześniej Kazimierza Ujazdowskiego czy Marka Jurka, to może osiągnąć efekt Tuska, przyjmującego ludzi z lewa i z prawa: Arłukowicza i Sikorskiego - przewiduje Smolar. Według politologa na załamanie Platformy miała wpływ afera podsłuchowa, ale tak naprawdę, "przelała ona tylko czarę goryczy". - Oczywiście nie można jej bagatelizować, ale główny efekt podsłuchów nie dotyczy merytorycznej treści prowadzonych rozmów, lecz przede wszystkim ich stylu, niesłychanej wulgarności, cynizmu, plotkarstwa, atmosfery intryg - mówi ekspert. - To obciąża Platformę. Przede wszystkim wzmacnia jednak i tak bardzo silny w Polsce populizm, którego skutkiem jest brak zaufania do władzy - podkreśla Aleksander Smolar. Cała rozmowa w dzisiejszym "Newsweeku".