Jak wyjaśnia dziennik, chodzi o postępowanie związane z wnioskiem, jaki złożono w Sejmie w 2012 roku. Dotyczył on postawienia przed Trybunałem Stanu nie tylko obecnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale także samego prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego. "Rzeczpospolita" przypomina, że prezesowi posłowie zarzucali między innymi, że bezprawnie powołał międzyresortowy zespół, który dawał duże uprawnienia ministrowi sprawiedliwości, a Zbigniewowi Ziobrze , że stanął na jego czele. Jak wynika ze złożonego wniosku, premier miał z pominięciem prokuratury wydawać polecenia służbom, a szef resortu sprawiedliwości złamać prawo przy tak zwanej aferze gruntowej. Z racji tego, że lista zarzutów wobec Zbigniewa Ziobry była dłuższa, jego sprawę Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej potraktowała priorytetowo. Wcale nie oznacza to jednak, że nad wątkiem związanym z prezesem PiS nie pracowano. Jak wylicza gazeta, przesłuchano między innymi sześć osób, ale sam Jarosław Kaczyński przed komisją się jednak nie stawił. Z kolei jego pełnomocnik, europoseł PiS Janusz Wojciechowski argumentował, że stawiane prezesowi zarzuty są "absurdalne", "gołosłowne" oraz "niczym niepoparte". "Rzeczpospolita" wyjaśnia, że zgodnie z obowiązującym prawem, a dokładnie ustawą o Trybunale Stanu, prace nad wnioskiem w sprawie Kaczyńskiego powinny toczyć się nadal, a marszałek Sejmu powinien skierować go do komisji. Marek Kuchciński jednak tego jeszcze nie zrobił. Politycy z jego otoczenia twierdzą, że traktuję tę sprawę jako "niebyłą". "Stawianie prezesa rządzącej partii przed Trybunałem byłoby obecnie trudnym do wyobrażenia absurdem" - argumentuje jeden z rozmówców gazety. Więcej w "Rzeczpospolitej".