Przypomnijmy, że w lutym 2016 roku prokurator IPN w asyście policji wszedł do warszawskiej willi Czesława Kiszczaka. Stało się to trzy miesiące po śmierci komunistycznego ministra spraw wewnętrznych. Według informacji podawanych przez ówczesną rzeczniczkę IPN Agnieszkę Sopińską-Jaremczuk, podjęte działania doprowadziły do przejęcia dokumentów z prywatnej kolekcji generała. Z protokołu sporządzonego wówczas przez prokuratora IPN, do którego dotarła "Rzeczpospolita", wynika, że do przeszukania willi peerelowskiego generała jednak nie doszło, ponieważ materiały dobrowolnie wydała... Maria Kiszczak. Tej informacji wówczas nie upubliczniono. We wszystkich mediach mówiono o przeszukaniu, a nie o dobrowolnym wydaniu rzeczy - informuje gazeta. "Sama inicjatywa zaś wdowy po generale Kiszczaku stanowiłaby bezcenną informację, że jest coś znacznie więcej na rzeczy" - tłumaczy dziennikowi jeden z byłych pracowników pionu śledczego IPN. Gazeta pisze, że część dokumentów z tak zwanej "teczki Kiszczaka wywiezione za granicę. Więcej w "Rzeczpospolitej".