Jak podaje "Rzeczpospolita", w kilku regionach rozpoczęła się już walka o najlepsze miejsca na listach do Sejmu. - Słychać już w kuluarach lamenty, że ktoś się nie załapie albo będzie za nisko - mówi poseł PO. Najgłośniej o swoje upomina się ostatnio Joanna Mucha. Publicznie się skarży, że partyjni koledzy z Lubelszczyzny nie chcą jej wpuścić na listę do Sejmu. Twierdzi wręcz, że chcą ją wymazać z historii - pisze gazeta, przytaczając wpis zamieszczony przez Joannę Muchę na portalu Facebook. Trudności z tworzeniem list może mieć też kujawsko-pomorski baron PO Tomasz Lenz, któremu wyrosła konkurencja w postaci szefowej MSW Teresy Piotrowskiej. Jak pisze "Rzeczpospolita" trudności te mogą być spowodowane faktem, że "bliżej ucha Kopacz" znajduje się teraz Piotrowska. Swoją pozycję próbują także odbudować konserwatyści, którzy po odejściu Jarosława Gowina przestali się liczyć w partyjnych układankach Platformy. Jak podkreśla gazeta, "okazją do policzenia szabel były głosowania ws. in vitro na początku kwietnia". Za odrzuceniem podobnego do rządowego projektu SLD głosowało 39 posłów, a kilku się wstrzymało. - To miał być pokaz siły i jasny sygnał dla centrali. Zobaczcie, wciąż jesteśmy i musicie się z nami liczyć - komentuje polityk PO. Rosnący w siłę konserwatyści stają się zagrożeniem dla frakcji Grzegorza Schetyny. Jak niedawno spekulowano - ludzie Schetyny mieli być wycinani z list przez Ewę Kopacz. Gazeta przytacza jednak wypowiedź, z której wynika, że Kopacz nie zamierza "wycinać ludzi Schetyny", ponieważ nie może sobie pozwolić na otwartą wojnę z regionami, jeśli dalej chce być szefową. W obecnym kierownictwie PO panuje jednak obawa, że po wyborach parlamentarnych władzę może przejąć Schetyna. - Jeśli uda mu się wsadzić choćby po jednej osobie w każdym okręgu, będzie dysponował liczbą kilkudziesięciu szabel. Jeśli przyciągnie też wolne elektrony, które pójdą za silniejszym, będzie mógł mieć wpływ na ewentualną koalicję rządzącą - tłumaczy poseł PO.