Z obecnych danych wynika, że w rządowym programie refundacji zapłodnienia pozaustrojowego bierze udział 14,3 tys. par. Od momentu wprowadzenia procedury na świat przyszło 1635 dzieci. Minister zdrowia wynik chwali, ale eksperci są w ocenach bardziej powściągliwi. "Z naszych obserwacji wynika, że skuteczność rządowego programu wynosi 30 procent" - podkreśla w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Grzegorz Mrugacz z kliniki niepłodności Bocian. Procedura finansowana przez rząd pozwala na trzy transfery zarodków. Oznacza to, że w każdym cyklu lekarze mogą przenieść do macicy kobiety tylko jeden zarodek. Praktyka pokazuje, że pary korzystające nierefundowanego in vitro mogą doczekać się dziecka wcześniej. Skuteczność procedury zwiększa transfer dwóch zarodków naraz. "Tylko, że wtedy rodzą się bliźniaki albo ciąża rozwinie się z jednego zarodka" - wyjaśnia Mrugacz. Ze względu na zdrowie kobiety w rządowym programie wprowadzono ograniczenia - - wyjaśnia "Rzeczpospolita". Zdaniem lekarzy, skuteczność in vitro jest podyktowana względami indywidualnymi, ale w Europie są kliniki, które osiągają 50 procent skuteczności. W Polsce par mających problem z poczęciem cały czas przybywa, dlatego część ekspertów wskazuje, że 1600 urodzeń jako efekt półmetka rządowego programu in vitro nie jest ratowaniem demografii. Ze statystyk wynika, że w 35 procentach przypadków za niepłodność odpowiadają kobiety, w 35 procentach mężczyźni, a reszta to nieznana przyczyna.