"Nowa ustawa o transporcie (tzw. lex Uber) okazała się bublem. Przepisy, które weszły w życie w styczniu, obligują kierowców m.in. takich firm jak Uber czy Bolt do posiadania licencji taksówkarskich. Okres przejściowy dla nich kończy się 31 marca. I choć znowelizowane regulacje łagodzą dostęp do zawodu - zniesiono np. obowiązek posiadania taksometru i kasy fiskalnej, które można zastąpić aplikacją - to ułatwienia pozostały na papierze" - pisze gazeta. Cytowani przez dziennik eksperci twierdzą, że w dalszym ciągu brakuje rozporządzenia o aplikacji mobilnej do rozliczania opłaty za przewóz osób oraz rozporządzenia o kasach rejestrujących, mających postać oprogramowania. Jak dodają, te przepisy zaczną obowiązywać najwcześniej w lipcu, co oznacza, że kierowcy, którzy starają się o licencję, a nie zainwestują w taksometr, licencji nie otrzymają. To paradoks, bo - jak wskazują - uchwalona w maju 2019 r. ustawa wprost pozwala rozliczać opłatę za przewóz na podstawie aplikacji mobilnej. "Przepisy pozostają więc martwe" - czytamy. Ekspert "Rz" podaje, że, z uwagi na brak przepisów wykonawczych, rośnie kolejka kierowców, którzy chcieliby, ale nie są w stanie odebrać uprawnień do wykonywania pracy jako taksówkarz. "Dziś miasta jak Warszawa czy Trójmiasto albo nie wydają zezwoleń taxi, bądź robią to w ograniczonym zakresie, albo - jak np. Kraków czy Wrocław - nie robią żadnego problemu. Jednak w tym ostatnim przypadku istnieje ryzyko, że kierowca, który wyjedzie z licencją, ale bez taksometru, zapłaci wysoką karę. Inspekcja Transportu Drogowego wymaga bowiem, by - do czasu wejścia rozporządzenia o aplikacji - wyposażać taksówki w kasy fiskalne i taksometry" - napisano. Więcej w "Rzeczpospolitej".