Kandydatura barona Arndta Freytaga von Loringhovena została zgłoszona przez Berlin, kiedy w Polsce trwała jeszcze kampania prezydencka. Jak czytamy w "Rzeczpospolitej", kandydatura była pomysłem niemieckiego ministra spraw zagranicznych Heiko Maasa. "Chciał on postawić na dyplomatę z ogromnym doświadczeniem, który m.in. jako szef wywiadu NATO dał się poznać jako zdecydowany zwolennik bliskich relacji z USA i krytyk imperialnej polityki Rosji" - czytamy w dzienniku. Doświadczenie dyplomaty miałoby pomóc w budowaniu dobrych relacji pomiędzy Polską i Niemcami. Problemem okazała się jednak przeszłość ojca nowego kandydata. Bernd Freytag von Loringhoven - adiutant szefa sztabu Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych (OKH) Hansa Krebsa wielokrotnie uczestniczył w odprawach z udziałem Hitlera w Berlinie wiosną 1945 r. i widział führera na dzień przed jego samobójstwem 30 kwietnia. Choć niemiecki dyplomata wielokrotnie wyraźnie potępiał faszyzm i nacjonalizm, ze strony polskiej wciąż nie ma zgody na pełnienie misji. "Sam Jarosław Kaczyński miał uznać, że pełnienie przez dyplomatę o podobnych korzeniach rodzinnych misji nad Wisłą budzi ogromne zastrzeżenia" - podaje dziennik. "W wolnej Polsce nie zdarzyło się, aby ambasador zaprzyjaźnionego sojusznika z UE i NATO, i to o takim znaczeniu jak Niemcy, musiał tyle czekać na zgodę na pełnienie misji" - czytamy w gazecie. Więcej na ten temat w "Rzeczpospolitej".