Gdyby od razu zweryfikowano, czy sędziowie podpisali się pod kandydaturami do Krajowej Rady Sądownictwa, uniknięto by kwestionowania prawidłowości jej powołania - czytamy w "Rzeczpospolitej". Gazeta opisuje przypadek sędziego Macieja Nawackiego. Przedłożył on 28 podpisów, w tym własny oraz żony, i nie uwzględnił prośby czworga sędziów, by ich podpisy wycofać. Prośby padły na długo przed złożeniem list w Sejmie. "Ukrycie przed marszałkiem Sejmu cofnięcia poparcia to rzecz prawa karnego i prokuratury" - komentuje "Rzeczpospolita". Jak czytamy, nieprawidłowości na liście sędziego Nawackiego obciążają marszałka Sejmu. Powinien on sprawdzić każdy wykaz od strony formalnej, pytając każdego z sędziów, czy faktycznie złożyli podpis pod kandydaturą. "Wówczas uniknięto by kompromitacji" - puentuje gazeta.