Chłopiec miał dwa dni, kiedy policjanci odebrali go mamie z łóżka na porodówce w Bad Hersfeld. Działali na polecenie Jugendamtu, niemieckiego Urzędu ds. Młodzieży, który uznał, że 29-letnia Polka nie zapewni mu właściwej opieki, bo we wcześniejszym związku "nie potrafiła obronić dzieci przed agresją ojca". "Rzeczpospolita" przypomina, że pięć lat temu Polce odebrano trójkę dzieci w wieku od dwóch do pięciu lat, kiedy okazało się, że jej niemiecki mąż i ojciec dzieci regularnie katuje rodzinę. Kiedy złamał trzylatkowi szczękę, Jugendamt odebrał prawa rodzicielskie obojgu rodzicom. Dzieci trafiły do rodziny zastępczej, a ojciec do zakładu karnego. Po odsiadce założył nową rodzinę i ponownie został ojcem, ale urzędnicy nie sprawdzali, jak sprawuje się tym razem. Zainteresowali się jednak nowym dzieckiem Polki. "Pracownicy Urzędu ds. Młodzieży twierdzą, że moja klientka nie nadaje się na matkę, ponieważ nie potrafiła obronić dzieci przed agresją ojca. Próbują też wmówić jej nowemu partnerowi, Polakowi, że jest niezrównoważony psychicznie i stwarza potencjalne zagrożenie dla swojego syna" - mówi "Rzeczpospolitej" adwokat 29-latki, Marcus Matuschczyk. Zdaniem Marcina Galla, prezesa Międzynarodowego Stowarzyszenia ds. Dyskryminacji Dzieci w Niemczech, sprawa jest bulwersująca. "Jestem przekonany, że nie obejdzie się bez interwencji ambasady, a nawet polskich parlamentarzystów. Uważam, że w obronę Polaków powinni się włączyć politycy" - mówi "Rzeczpospolitej" Gall. I dodaje, że przypadków odebrania dzieci polskim rodzicom przybywa, a przez ostatni rok stowarzyszenie otrzymuje po dwa, trzy zgłoszenia tygodniowo. Jak informuje Marcus Matuschczyk, według danych Jugendamtu w zeszłym roku urząd odbierał dzieci rodzicom różnej narodowości 41 tys. razy i co roku ta liczba rośnie o 6 tys. przypadków. Jak się okazuje, oddzielanie dzieci od rodziców jest dla państwa niemieckiego bardzo opłacalne. "Według oficjalnych danych pracownik domu dziecka w Brandenburgii zarabia od 3 do 4 tys. euro, a w Zachodnich Niemczech nawet do 6 tys. Z kolei sąd zarabia na ekspertyzach dotyczących sytuacji rodzinnej i psychologicznej średnio od 5 do 7 tys. euro, a w skomplikowanych przypadkach nawet 14 tys. euro. To się po prostu opłaca" - wyjaśnia Gall.