"[Wybierając amerykańską ofertę] oczywiście braliśmy pod uwagę, że USA to sojusznik, który jest gwarantem naszego bezpieczeństwa. (...) Pamiętajmy, że to, iż w Europie od 1945 roku jest pokój, zawdzięczamy obecności wojskowej USA. Stany się jeszcze niedawno zastanawiały, czy Europa jest już bezpieczna i czy da sobie radę sama. Dziś widzimy, że bez nich równowaga w Europie może się załamać" - tłumaczył Siemoniak w rozmowie z Bartoszem Węglarczykiem i Michałem Szułdrzyńskim. Minister obrony narodowej skomentował również stopień zagrożenia ze strony rozmieszczonych w rosyjskim Kaliningradzie rakiet typu Iskander. "Na pewno tego typu broń o takim zasięgu (500 km) tak blisko naszych granic wpływa na nasze bezpieczeństwo, nie ma się co oszukiwać. I to wymaga naszej reakcji" - powiedział na łamach "Rzeczpospolitej". "Ale nie używajmy Iskanderów (...) jako dyżurnego straszaka. Je można dość łatwo tam rozlokować, ale równie łatwo można je z Kaliningradu wywieźć. Mam wrażenie, że w polskiej debacie sprawa Iskanderów jest nadwartościowana. Choć dla nas jest ważne, by nasz system obrony powietrznej uniemożliwił w przyszłości Iskanderowy szantaż" - zaznaczył. Siemoniak odpowiedział również na pytanie dotyczące skuteczności Patriotów przeciwko Iskanderom. "Oceniamy, że docelowy system sprosta temu zadaniu. Oczywiście to wyścig miecza i tarczy, mogą powstać nowe systemy, to nieustanny wyścig. Ale chcę podkreślić, że zamawiając każdą broń, nie mamy tu abstrakcyjnych założeń, lecz każdy zakup poprzedza analiza obecnych i przyszłych zagrożeń" - przekonywał. Więcej w "Rzeczpospolitej".