Ze względu na napiętą sytuację na Ukrainie i obawę przed dalszymi krokami Rosji, kontrakt francusko-rosyjski na sprzedaż okrętów odbierany jest przez polski rząd negatywnie. Chociaż prezydent Francois Hollande wstrzymał dostawę Mistrali, w Saint Nazaire wciąż ćwiczy około 400 rosyjskich żołnierzy. Kontrakt na dostawę okrętów wart jest 1,2 mld euro. To zaledwie część kwoty, jaką Francja może stracić, jeżeli nie wygra opiewającego na 5,8 mld euro zamówienia na system obrony rakietowej Polski. Przed wybuchem ukraińskiego kryzysu Francja była faworytem w wyścigu o "dozbrojenie" naszego kraju. Ze względów politycznych szanse Francji zmalały, co mogą wykorzystać Amerykanie. Media nad Sekwaną zwracają uwagę, że rola Francji może zostać zredukowana do "zająca", pomagającego Polsce wynegocjować jak najlepsze warunki z USA. Czy Francja może zerwać kontrakt? Sprawa zerwania kontraktu z Rosją nie jest taka prosta. Po pierwsze dwóch przeznaczonych dla Rosji Mistrali nie będzie można sprzedać innemu krajowi, bo konstruowane są one według specyficznych życzeń Moskwy. Mają m.in. kadłuby lodołamaczy, przewidziano też modyfikacje, które umożliwią Rosjanom umieszczenie na nich ich własnej broni i helikopterów. Według rosyjskich mediów, jeżeli kontrakt zostałby zerwany, Francja nie straciłaby półtora miliarda euro, ale aż trzy miliardy z powodu różnych klauzul zawartych w umowie. Nadsekwańska spółka Coface, u której transakcja została ubezpieczona, poinformowała już, że w razie zerwania kontraktu nie pokryje strat finansowych. Unijne sankcje, zakładające zakaz dostarczania Rosji uzbrojenia, nie dotyczą bowiem umów podpisanych już wcześniej. Mer Saint-Nazaire David Samzun twierdzi, że - jeżeli kontrakt zostałby zerwany - pomocy w pokryciu poniesionych strat udzielić powinni unijni sojusznicy. Jego zdaniem wzrosłyby również prawdopodobnie podatki w samej Francji.