Reforma szkolnictwa wyższego powinna zostać sfinansowana w ramach dotychczasowych środków, zwiększonych w 2018 r. o miliard złotych - podkreśla resort finansów w opinii do projektu ustawy. Tymczasem jak pisze w "Rzeczpospolitej" Katarzyna Wójcik, zdaniem przedstawicieli środowiska naukowego bez dodatkowych pieniędzy reforma się nie uda. Przypomnijmy, że chodzi o ustawę, która zdaniem wicepremiera Jarosława Gowina ma zrewolucjonizować polskie szkolnictwo wyższe. Z powodu braku środków zagrożony może być program stypendialny dla uczniów szkół doktorskich, podwyżki na uczelniach, które miały zatrzymać drenaż naukowców z Polski i inne elementy reformy - czytamy. Jest odpowiedź Gowina Nie ma zagrożeń dla realizacji Konstytucji dla Nauki - powiedział w poniedziałek wicepremier Gowin w Radiu Kraków. Dopracujemy się takich rozwiązań, za którymi rękę podniesie większość klubu PiS - ocenił. Gowin odniósł się w ten sposób do publikacji "Rzeczpospolitej". "'Rzeczpospolita' odnosi się do tego, że ministerstwo finansów sceptycznie podeszło do finansowej strony moich planów. To normalne. Ministerstwo finansów musi mówić, że pieniędzy brakuje" - powiedział minister Gowin. "W tych nakładach, które już mam, które są przewidziane na następny rok, są środki na wszystkie cele reformy. Nie ma tylko pieniędzy na podwyżki na uczelniach" - zastrzegł minister. Jak podkreślił, "profesorowie zarabiają średnio powyżej 10 tysięcy, jednak dramatem narodowym jest poziom zarobków młodych doktorów. Oni mają 3500-3800 złotych brutto, wielu z nich odejdzie od nauki, lub wyemigruje". "W tej sprawie nie jestem władny podejmować decyzji. Ministerstwo finansów też nie. Musi być rządowa dyskusja na ten temat. Poziom zarobków w innych obszarach reguluje wolny rynek. To rośnie. To dobrze. Byłoby jednak fatalnie, jakby młodzi naukowcy byli na dnie tej hierarchii płacowej" - zastrzegł wicepremier. W trakcie rozmowy Gowin przypomniał także, że przedłożył propozycję, by "stworzyć mechanizm, który od wysokości PKB uzależniałby procent wydatków na naukę". "Taką propozycję przedłożyłem. Przyjęliśmy takie rozwiązanie przy obronności, kwestiach zdrowotnych. Warto rozważyć także ten mechanizm przy nauce i szkolnictwie wyższym. Nawet bez przyjęcia tego mechanizmu, tylko przez coroczne decyzje o wzroście procenta PKB na naukę, mogę sfinansować tę reformę" - stwierdził Gowin. "Konsensusu nie będzie" Minister odniósł się także do pytań o przeciwników reformy, m.in. szefa klubu PiS Ryszarda Terleckiego. "Konsensusu nie będzie. Mieliśmy spotkanie w ubiegłym tygodniu na wysokim szczeblu koalicji. Niektórych oponentów nie przekonam. Muszą tu zapaść decyzje polityczne" - ocenił. "Jeżeli sztandarowy projekt wicepremiera, lidera partii koalicyjnej miałby być zablokowany, to ktoś, kto snuje takie plany, wraca do złej sławy polskiej prawicy. Nie będzie konsensusu, bo w sprawie tej reformy zostaną nieprzekonani. Jestem jednak przekonany, że dopracujemy się takich rozwiązań, za którymi rękę podniesie większość klubu PiS" - powiedział w Radiu Kraków Gowin. "Zdecydowanie trzeba tę reformę przeprowadzić tak, żeby weszła w życie od 1 października. Do tego będę dążył" - zadeklarował. Odnosząc się do listu otwartego z apelem o zmiany w planie reformy nauki, który podpisało 145 osób ze środowiska naukowego, minister szkolnictwa wyższego i nauki podkreślił: "Po pierwsze jestem otwarty na krytykę. Chciałbym, żeby ta krytyka była oparta o znajomość ustawy. Tu są argumenty o rozwiązaniach, których w projekcie nigdy nie było. Chcę się spotkać z reprezentacją sygnatariuszy tego listu. Większość z nich przekonam do swoich rozwiązań" - zapowiedział. Dopuścił także proponowaną przez autorów listu możliwość powołania specjalnej podkomisji przy sejmowej komisji właściwej ds. nauki i szkolnictwa, w celu przemyślenia wszystkich problemów na obecnym etapie postępowania legislacyjnego. "Jeżeli prace tej podkomisji byłyby prowadzone bezzwłocznie, to dlaczego nie?" - potwierdził minister.