Na Białorusi obserwujemy "drastyczne pogorszenie nauczania języka polskiego" - informuje "Rzeczpospolita". "Białoruskie władze od lat wypychają nasz język z systemu edukacji państwowej" - mówi w rozmowie z dziennikiem Andżelika Borys, liderka Związku Polaków na Białorusi, organizacji nieuznawanej przez władze w Mińsku. Zdaniem rozmówczyni "Rz" na Białorusi funkcjonuje zbyt mało polskich placówek, język i kultura są "likwidowane", a władze "chcą sprowadzić polską społeczność na margines". Według oficjalnych danych z 2009 r. na terytorium naszego wschodniego sąsiada mieszka około 295 tys. Polaków. Działają tam tylko dwie szkoły średnie, w których naucza się w języku polskim. W kilku szkołach języka polskiego można uczyć się w ramach lekcji języka fakultatywnego. Alternatywą są płatne kursy, jednak nie wszyscy mogą sobie na nie pozwolić. W dużym stopniu przyczyną problemów jest konflikt białoruskich władz ze Związkiem Polaków na Białorusi - czytamy w "Rzeczpospolitej". Korzenie zatargu sięgają 2005 r., gdy na przewodniczącą związku została wybrana nieakceptowana przez <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-bialorus,gsbi,2916" title="Białoruś" target="_blank">Białoruś</a> Andżelika Borys. Władze białoruskie oskarżają związek o nielegalną działalność finansową. "Władze postawiły warunek: albo Polacy podporządkują się Łukaszence, albo będą pod ciągłą presją" - uważa cytowany przez "RZ" Andrzej Poczobut. Podobnych problemów nie mają z ukraińskimi władzami osoby "propagujące ideę tak zwanego rosyjskiego świata (jedności Białorusi, Ukrainy i Rosji)". Swobodnie mogą działać paramilitarne organizacje, których członkowie nie kryją prorosyjskich sympatii, popierają działania Rosji na Ukrainie a język białoruski nazywają "zubożoną wersją języka rosyjskiego". <a href="http://www.rp.pl/" target="_blank">Więcej w "Rzeczpospolitej"</a>