Jak dowiedziała się "Rzeczpospolita", akt oskarżenia właśnie trafił do sądu. Kontrowersyjnemu biznesmenowi grozi do dwóch lat pozbawienia wolności. Gazeta przypomina, że do wycieku akt dotyczących afery taśmowej doszło w 2015 roku, kiedy znalazły się one m.in. na Facebooku i na innych stronach internetowych. Materiał był potężny - liczył kilkanaście tomów. "Wobec Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, która prowadziła postępowanie w sprawie słynnych "taśm", posypały się zarzuty o to, że nie upilnowała akt. Dziś jest pewne, że wycieku z prokuratury nie było" - "pisze Rzeczpospolita" Z ustaleń gazety wynika, że zgodę na wgląd w akta miało 15 osób, między innymi Marek Falenta Prokuraturze nadal nie udało się ustalić, skąd S. miał materiały ze śledztwa, ale znalazła za to dowody na to, że fotokopie umieszczone w sieci są tymi, które najprawdopodobniej sporządził aplikant adwokacki działający z upoważnienia mec. Marka Małeckiego, który był pełnomocnikiem biznesmena Marka Falenty. Więcej w piątkowej "Rzeczpospolitej".