Z rozmów, które przeprowadziła gazeta z wysokiej rangi dyplomatą wynika, że do przełomu w tej sprawie doszło jesienią 2015 roku. Wtedy właśnie uznano, że lipcowy szczyt NATO, który odbędzie się w Warszawie, nie powinien być skierowany przeciwko Moskwie. Przywódcy państw NATO spotkają się w bardzo gorącym dla Amerykanów czasie, bo od wyborów prezydenckich będą ich dzieliły zaledwie cztery miesiące. Jak analizuje w artykule Jędrzej Bielecki wiele będzie zależało wówczas od tego, jak Ameryka będzie sobie radziła na Bliskim Wschodzie, zwłaszcza w starciu z Państwem Islamskim oraz w kontaktach z Iranem. To z kolei jest zależne od relacji z Kremlem. Waszyngton musi zrobić wszystko, żeby Władimir Putin nie zdecydował się na mocniejsze uderzenie na Ukrainie. To wpłynęłoby bowiem negatywnie na wizerunek Baracka Obamy i zwiększyłoby szanse na wygraną w wyścigu prezydenckim Donalda Trumpa. "Musimy solidarnie stawić czoła zagrożeniom, przed jakimi stoi NATO. Wszyscy sojusznicy są zgodni, że szczyt w Warszawie nie może tylko potwierdzić postanowień z poprzedniego szczytu w Walii: trzeba pójść dalej. Ale w Stanach Zjednoczonych nikt nie chce budować stałych baz w Polsce. To pociągnęłoby za sobą ogromną infrastrukturę, ogromne koszty" - twierdzi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Karen Donfried, do 2014 r. główna doradczyni ds. europejskich prezydenta Baracka Obamy. "Chcemy pragmatycznie odpowiedzieć na zagrożenia, jakie przed nami stają. Efekt odstraszania można osiągnąć na wiele innych sposobów" - dodaje. Z ustaleń "Rzeczpospolitej" wynika, że sojusznicy będą dążyć do realizacji już rozpoczętych działań, czyli rozlokowania sprzętu dla ciężkiej amerykańskiej brygady w Polsce i innych krajach Europy Środkowej, rozpoczęcia budowy bazy tarczy antyrakietowej w Redzikowie koło Słupska, która będzie gotowa w 2018 r., jak i powstania szczątkowych dowództw na terenie krajów flanki wschodniej, które miałyby w razie potrzeby koordynować przyjęcie pomocy sojuszniczych wojsk. Więcej w czwartkowej "Rzeczpospolitej".