Zwolennikiem bardziej liberalnych przepisów jest między innymi Paweł Szramka, poseł Kukiz'15. "Jeśli ktoś jest zdolny do służby i chce poświęcić się ojczyźnie, głupotą jest nie przyjąć go z powodu tatuażu" - zaznacza w rozmowie z dziennikiem. "Rzeczpospolita" wyjaśnia, że jego naciski na MON w tej kwestii przyniosły odpowiedni skutek i resort właśnie kończy prace nad zmianą rozporządzenia w sprawie wojskowych komisji lekarskich. Zawiera ono "wykaz chorób lub ułomności uwzględniany przy orzekaniu o zdolności do zawodowej służby wojskowej". Gazeta przypomina, że zawarte w nim wymagania w sprawie tatuaży zaostrzył ówczesny minister obrony Tomasz Siemoniak. Wcześniej komisje lekarskie mogły podchodzić do tatuaży w indywidualny sposób. "Pamiętam, że toczyła się dyskusja wokół tego przepisu - wyjaśnia w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Tomasz Siemoniak. "Uznaliśmy, że skoro armia jest ochotnicza, a o jedno miejsce ubiega się kilkunastu kandydatów, możemy podwyższać kryteria. Nie chciałbym, aby za kilka lat tatuaże mieli członkowie kompanii honorowej, a do tego mogłoby doprowadzić stopniowe poluźnianie wymogów" - argumentuje. Poseł Szramka uważa jednak, że przepisy nie przyniosły nic dobrego, a szczególnie niezrozumiałe są wymagania dotyczące tatuaży na przedramionach. Więcej w czwartkowej "Rzeczpospolitej".