Jak dowiedziała się "Rzeczpospolita", PiS chce m.in. zamknąć niektóre strefy dla dziennikarzy, a w innych wprowadzić zakaz używania kamer. - Z punktu widzenia mediów będzie to prawdziwa rewolucja - ocenia dziennik. Wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki z PiS zdradza kulisy prac nad obostrzeniami. "To są na razie prace studyjne. Kancelaria Sejmu przygotowuje możliwe rozwiązania. Dyskutujemy, mamy kolejny termin spotkania, a wprowadzenie zmian nie jest kwestią najbliższych dni czy tygodni - informuje. - W różnych parlamentach bywałem i nigdzie nie jest tak, że wszędzie można wejść z kamerą" - tłumaczy.Jak ustaliła "Rzeczpospolita", władze klubu PiS zastanawiają się nad zakazem używania kamer w tzw. korytarzu marszałkowskim, w którym obecnie są najczęściej ustawiane na statywach. Całkowity zakaz wstępu może być za to wprowadzony w innym korytarzu, przy którym swoje gabinety mają wicemarszałkowie. PiS chcąc wprowadzić zmiany zasłania się raportem sporządzonym przesz ABW. - ABW przygotowała dwa raporty o bezpieczeństwie w Sejmie, w których odniosła się m.in. do poruszania się różnych osób - mówi Ryszard Terlecki. Były antyterrorysta Jerzy Dziewulski uważa jednak, że dziennikarze nie stanowią w Sejmie zagrożenia. Jego zdaniem prawdziwym powodem jest chęć odgrodzenia się od dziennikarzy. Potwierdzają to w nieoficjalnych rozmowach politycy PiS. "Nie jest tajemnicą, że marszałek Marek Kuchciński przesadnie nie lubi mediów. Prawie nie udziela wywiadów i zrezygnował z tradycji konferencji prasowych przed posiedzeniami Sejmu" - mówi jeden z polityków. "Jednak obiektywnie jego działania mają uzasadnienie, bo kamer jest po prostu za dużo. Mają je nawet portale internetowe, więc po Sejmie kręci się nieraz kilkanaście ekip. Gdy pojawia się ważny polityk, otaczają go wianuszkiem, wchodzą bez pytania do pokojów pracy posłów, a mnie kiedyś napadły, gdy wychodziłem z toalety" - żali się polityk PiS.