Wyborca ma dwa sposóby na wyrażenie swojego niezadowolenia - może zostać w domu albo oddać nieważny głos. Tych ostatnich w niedawnych wyborach do sejmików było 20 proc. Efektem, jak podaje "Rz", są oskarżenia o fałszowanie wyborów. W dzisiejszym numerze dziennik zaprasza naukowców i prawników do debaty o stanie polskiego systemu wyborczego. - Wystarczy umożliwienie wyborcom oddawania głosów negatywnych. Na karcie mogliby zakreślić: "nie wybieram żadnego kandydata" - takie rozwiązanie proponuje prof. Eugeniusz Wojciechowski z Uniwersytetu Łódzkiego. Według niego to podniesie frekwencję i jednocześnie zmniejszy liczbę głosów nieważnych. Ponadto, według profesora, przebieg liczenia głosów w komisjach wyborczych, tak jak obrady komisji sejmowych czy rozprawy w sądach, powinny być rejestrowane, a może nawet transmitowane w internecie. - Z pewnością osłabiłoby to zarzuty fałszowania wyborów - uważa prof. Wojciechowski. Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, podkreśla natomiast, że Kodeks wyborczy jest młodą ustawą i dopiero się jej uczymy. - Dlatego cieszą mnie tak liczne protesty wyborcze - zaznacza. To one, według eksperta, mają zwrócić uwagę na problemy ze stosowaniem prawa. - Kłopoty z elektronicznym liczeniem głosów to efekt ulegania modom, tym razem na cyfryzację - zauważa dr Ryszard Piotrowski z Uniwersytetu Warszawskiego. Jego zdaniem, gdyby PKW odwołała się do własnej uchwały z 4 listopada 2014 w sprawie trybu postępowania w przypadku braku możliwości skorzystania z systemu informatycznego i przeszła od razu na liczenie ręczne, nie byłoby problemu.Więcej na ten temat tutaj i w dzisiejszym wydaniu "Rzeczpospolitej".