W listopadzie 2018 roku na teren bełchatowskiej elektrowni, największego producenta prądu w Polsce, weszli aktywiści Greenpeace. Wspięli się wówczas na liczący ponad 180 metrów komin. W ten sposób chcieli zaprotestować przeciw niszczeniu środowiska w przededniu rozpoczynającego się w Katowicach szczytu klimatycznego - przypomina Wiktor Ferfecki na łamach "Rz". Sprawa zaniepokoiła posła Kukiz'15 Tomasza Rzymkowskiego, który skierował interpelację poselską do ministrów energii, spraw wewnętrznych i koordynatora służb specjalnych. Spytał m.in. o to, "dlaczego aktywistom w tak łatwy w sposób udało się sforsować zabezpieczenia". Rzymkowski zauważa, że elektrownia Bełchatów dostarcza około 20 proc. polskiej energii, a jej wyłączenie spowodowałoby zagrożenie bezpieczeństwa państwa. Jak wynika z odpowiedzi Ministerstwa Energii: "w dniu 21 listopada 2018 r. o godz. 06:08 na teren PGE GiEK Oddział Elektrownia Bełchatów za uprawnionym samochodem ciężarowym wjechał nieuprawniony samochód typu BUS, podszywający się pod samochód służbowy spółki należącej do Grupy Kapitałowej PGE, świadczącej usługi na terenie Elektrowni Bełchatów". Jak wyjaśnia resort, w elektrowni trwa sprawdzanie, czy ochrona zachowała się właściwie, zwiększono także zabezpieczenie. Dr Krzysztof Liedel z Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas zauważa, że sytuacja jest niepokojąca. "Greenpeace od lat radzi sobie z systemami bezpieczeństwa na całym świecie, od platform wiertniczych przez okręty po elektrownie. Jakiś czas temu mogliśmy to traktować w kategorii ciekawych happeningów, jednak takie zdarzenia mają inną wagę, odkąd pojawił się problem z zagrożeniami terrorystycznym" - powiedział dziennikowi. Więcej w dzisiejszej "Rzeczpospolitej".