Naczelna Izba Kontroli zbada, w jaki sposób służby monitorują zagrożenia, wynikające z zalegania groźnych materiałów w zatopionych wrakach - informuje "Rzeczpospolita". "Sprawdzimy, czy podjęto właściwe działania wobec zatopionych materiałów niebezpiecznych, czyli wraków z paliwem i bojowych środków trujących. A także jak są szacowane ryzyka wystąpienia skażeń i jak urzędy monitorują miejsca, w których znajdują się wraki i broń" - mówi w rozmowie z dziennikiem prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski. Jak informuje "Rzeczpospolita", w ramach kontroli NIK badane będą urzędy morskie, ministerstwa i urząd generalnego inspektora ochrony środowiska. W lutym naukowcy ostrzegali, że w samej Zatoce Gdańskiej zidentyfikowano około 100 wraków. Najgroźniejsze okręty zatopione w wodach Bałtyku to pochodzące z czasów wojny Stuttgart i Franken - przypomina "Rzeczpospolita". Z pierwszego z nich już wydobywa się paliwo do Zatoki Puckiej, a drugi może się zapaść przez korozję i spowodować wielką katastrofę ekologiczną - w zbiornikach może znajdować się nawet 1,5 mln ton m.in. mazutu. Z kolei w rejonie Głębi Gdańskiej może znajdować się na dnie kilkadziesiąt ton amunicji i bojowych środków trujących, w tym groźny iperyt siarkowy - czytamy w dzienniku. Jak zaznacza "Rzeczpospolita", od czasu wojny już kilka razy doszło do groźnych poparzeń rybaków i plażowiczów, w tym dzieci. "W Krajowym Planie Zarządzania Kryzysowego szacuje się, że uwolnienie tylko jednej szóstej środków chemicznych ze zbiorników zalegających na dnie mogłoby zniszczyć życie w Bałtyku na sto lat" - ostrzegał w ubiegłym tygodniu podczas panelu ekspertów szef NIK. Więcej w "Rzeczpospolitej".