Gen. Janicki odniósł się w ten sposób do przedstawionych przez BOR przyczyn wypadku prezydenckiego samochodu, do jakiego doszło 4. marca 2016 r. na trasie A4. Jako powód Biuro podało fakt, że obowiązujące procedury są niezgodne z zaleceniami producenta samochodu, którym podróżował prezydent. (Więcej na ten temat tutaj) Zapytany, kto decyduje o tym, czym i jak podróżuje prezydent, gen. Janicki odpowiedział: "BOR sam o tym nie decyduje, musi być to ustalenie wspólne z Kancelarią Prezydenta. To efekt rozmów, programu i na pewno należało rozważyć podróż śmigłowcem". Jak podkreślił gen. Janicki, do dyspozycji są sokoły i samoloty Embraer. Wówczas głowa państwa leci śmigłowcem lub samolotem, odbierana jest z lotniska do auta terenowego, jeśli jedzie w góry. "Gdybym był szefem BOR, przeprowadziłbym postępowanie wyjaśniające, kto i dlaczego podjął decyzję o wyborze innych opcji, moim zdaniem złych" - powiedział rozmówca Izabeli Kacprzak. Gen. Janicki powiedział także, że to nie kierowca decyduje o tym, jak szybko jechać, a szef ochrony albo osoba przez niego upoważniona - ta, która siedzi obok kierowcy. Według przytaczanych przez "Rzeczpospolitą" informacji, kolumna z prezydentem jechała co najmniej 180 km/h, z powodu 45-minutowego opóźnienia delegacji. "Nie wolno tym samochodem jeździć po wariacku" - zaznaczył rozmówca "Rz". Jak dodał, "bardzo ciężko go rozpędzić, ale i ciężko zatrzymać. Jego droga hamowania jest dwa, trzy razy dłuższa niż normalnego samochodu. To niebezpieczna maszyna". Zdaniem gen. Janickiego, kierowca prezydenta w czasie wypadku "zachował się fenomenalnie". "Gdyby to nie był Jacek, jazda zakończyłaby się na dachu, samochody jadące obok byłyby porozbijane"- powiedział. Więcej w dzisiejszej "Rzeczpospolitej".