Dziennikarka "Rzeczpospolitej" Karolina Kowalska w swoim artykule pt. "Ambulans bez lekarza" przypomina, że z projektu nowelizacji ustawy o państwowym ratownictwie medycznym wynika, że do końca 2019 roku z polskich ulic znikną karetki oznaczone literą "S", z lekarzem na pokładzie, a zastąpią je ambulanse z zespołem podstawowym, "P", który tworzyć będzie czterech ratowników medycznych. Ponadto w stanach zagrożenia życia pomocy mają udzielać ratownicy, a nie medycy, z którymi mają kontaktować się telefonicznie. Takie rozwiązanie ma odciążyć lekarzy, których w Polsce jest za mało. Anestezjolodzy mają jednak wątpliwości i protestują. Zdaniem prof. Waldemara Machała, specjalisty medycyny ratunkowej, prorektora Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, ratownicy nie mają między innymi wystarczającej wiedzy do podawania leków w pewnych stanach zagrożenia życia, nie są też przygotowani do ratowania dzieci w tzw. skrajnych przedziałach wiekowych - wcześniaków, noworodków, niemowląt i małych dzieci. Lekarze - jak podaje "Rzeczpospolita" krytykują też brak osoby uprawnionej do orzekania zgonu. "Dziś, gdy okaże się, że poszkodowany już nie żyje, lekarz dyskretnie stwierdza zgon, a pracownicy zakładu pogrzebowego zabierają zmarłego z miejsca zdarzenia. Strach pomyśleć, co będzie, gdy do takiego przypadku przyjedzie ratownik, a lekarz dyżurujący w dyspozytorni będzie zbyt zajęty, by przyjechać na miejsce" - podkreśla w rozmowie z dziennikiem anestezjolog z Mazowsza. Więcej w "Rzeczpospolitej".