A dla uczniów średnia jest bardzo ważna - decyduje o przyjęciu do dobrego gimnazjum czy liceum. Ci więc, którzy na religię nie chodzą, mają automatycznie mniejsze szanse. Nagły boom na etykę to jednak kłopot i dla dyrektorów, i dla samorządów. Po pierwsze, nauczyciel do etyki to rzadkość. Muszą być po filozofii i z przygotowaniem pedagogicznym, a takich mamy w kraju około tysiąca. Czyli o wiele mniej niż szkół. Po drugie, na niezaplanowane wcześniej zajęcia z etyki trzeba by znaleźć dodatkowe pieniądze. W Łodzi samorząd znalazł rozwiązanie w rozporządzeniach MEN z początku lat 90., kiedy religia wchodziła do szkół. - Etyka będzie w szkole, która zbierze przynajmniej siedmiu chętnych - zapowiada Jacek Człapiński dyrektor wydziału edukacji. A jeśli chętnych będzie mniej? - Wskażemy najbliższą szkołę z etyką i uczeń będzie dojeżdżał - dodaje. W tej sprawie napisał kilka dni temu do MEN rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski: "Liczę, iż uda się we wszystkich szkołach lub grupach szkół zorganizować lekcje etyki, aby dla wszystkich uczniów na równych zasadach można było obliczyć średnią ocen z tej samej ilości przedmiotów". Na razie jednak MEN szkołom nie pomoże. - To dyrektorzy mają obowiązek zadbać, by istniała oferta zajęć z etyki dla wszystkich zainteresowanych - odpowiada nam biuro prasowe ministerstwa.