Jak podaje RIA, Borysow i jego trzech kolegów z Państwowego Instytutu Prawa Wyborczego z Moskwy przyjechało do Edynburga w środę i na miejscu obserwowało referendum, w którym Szkoci opowiedzieli się za pozostaniem w Wielkiej Brytanii. Borysow wyraził opinię, że głosy były liczone w "zbyt dużych pomieszczeniach" i dlatego mogło dojść do nadużyć. Borysow zauważył tez między innymi, że "nikt nie sprawdzał, skąd przywożono urny z głosami". O sprawie pisze brytyjski "The Guardian". Brytyjski dziennik dodaje, że entuzjastycznie do idei odłączenia Szkocji od Wielkiej Brytanii podchodzili sympatycy Władimira Putina w mediach społecznościowych, a także inne media putinowskie, które chciałyby widzieć w referendum brytyjskim uprawomocnienie dla krymskiego referendum z marca tego roku. W putinowskiej anglojęzycznej propagandówce RT można było usłyszeć, jak prowadzący program uznał, że szkockie referendum spełniało standardy północnokoreańskie. Przeciwnicy secesji wygrali referendum z wynikiem 55 proc. głosów przeciw niepodległości Szkocji przy frekwencji na poziomie 90 proc., a cytowany przez "Guardiana" Afshin Rattansi pokusił się na antenie RT o taki komentarz: "To jest normalnie wynik, jakiego spodziewalibyśmy się w Korei Północnej. A zwykle media reagują ‘niemożliwe, jak mogło być aż 90 proc.’?". Z kolei jeden z liderów Donieckiej Republiki Ludowej w rozmowie z rosyjską agencją Interfaks stwierdził, że akceptacja dla referendum szkockiego przy równoczesnym nieuznawaniu referendum na Krymie świadczy o "podwójnych standardach Zachodu". ML