W Polsce działają co najmniej trzy gangi zajmujące się zmuszaniem swoich ofiar do żebrania. Młode matki są werbowane na Ukrainie i w Mołdawii do rzekomo opłacalnej pracy w Polsce. Przyjeżdżają do nas z dziećmi, ale te są im odbierane i przydzielane innym kobietom. Wszystko po to, by trzymać matki w szachu, by wykonywały wszystkie polecenia przestępców, bo stawką jest życie ich dzieci. Policji udało się rozbić jedną grupę na południu Polski. To niezwykle trudne, bo przestępcy działają w hermetycznym środowisku cudzoziemców. Gang stworzyło dwóch braci Mołdawian: Nicolae I. ps. Kola i Marcel P., a pomagały im kobiety z Mołdawii i Ukrainy. Teraz toczy się przeciwko nim proces w Sądzie Okręgowym w Rzeszowie. Reporterzy "Dziennika" dotarli do akt sprawy i policjantów, którzy rozbili gang. To, co opowiedzieli, jest wstrząsające. Na trop grupy, CBŚ trafiło w zeszłym roku, kiedy w Tarnowie przechodząca ulicą kobieta przejęta widokiem zmarzniętej żebraczki z małym dzieckiem zaalarmowała straż miejską. Okazało się, że dziewczynka - 4-letnia Nastia, nie jest córką żebrzącej kobiety. Próba odnalezienia prawdziwej matki doprowadziła policję do "Koli", jego żony Miny oraz Lubow W. i Lidii B. Z policyjnych informacji wynika, że gang stosował jedną z najdrastyczniejszych metod wymuszania uległości: zabierał matkom dzieci i dawał im inne, innych kobiet. - Oprawcy mają wówczas pewność, że taka kobieta nie ucieknie - tłumaczy Joanna Garnier z Fundacji Przeciwko Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu La Strada. Gangsterzy z rozbitego w Rzeszowie gangu werbowali swoje ofiary z biednych wsi we wschodniej Europie. Obiecywali prostą pracę - pomoc w gospodarstwie lub handel. Wyszukiwali przede wszystkim kobiety, które mogły zabrać ze sobą dzieci. "Cenili" dzieci niepełnosprawne, z dobrze widocznymi ułomnościami. Dla gangsterów takie maluchy były narzędziem do uzyskania jak największego zysku. Żeby więc małe dzieci wytrzymały spokojnie, siedząc w wózku cały dzień, były szpikowane środkami uspokajającymi. Były też głodzone, bo osoba głodna jest smutniejsza, apatyczna, łatwiej wzbudza litość. Mołdawianie udzielali swoim ofiarom dokładnych instrukcji: "Masz stać tu i nigdzie nie odchodzić. Jeśli policja, straż miejska, ktokolwiek zapyta cię, co tu robisz, masz mówić, że przyszłaś tu sama i z własnej woli" - takie polecenia kobiety otrzymywały od swoich oprawców. Wyznaczano im miejsca przed kościołami, przy cmentarzach oraz ruchliwych skrzyżowaniach i kazano dziennie przynosić co najmniej 200 zł. Jeśli nie dały rady - rósł wyimaginowany dług, który musiały spłacić. Jeśli zebrały pieniądze, a niekiedy gromadziły nawet 800 zł, i tak zabierano im wszystko, na "koszty" transportu czy pobytu w Polsce. Instruowano też, jak ma się zachowywać dziecko. - Miało się nie ruszać przez cały dzień. W przeciwnym razie było bite - opowiada funkcjonariusz z Centralnego Biura Śledczego. Ile dziś przebywa w Polsce ofiar bezdusznych handlarzy? Na pewno wiele. - Pracujemy nad trzema grupami. To są informacje operacyjne, więcej się nie dowiecie - usłyszał "Dziennik" w Komendzie Głównej Policji. Ale nie trzeba mieć informacji operacyjnych, wystarczy pójść przed cmentarz, kościół w czasie Zaduszek lub świąt Bożego Narodzenia - bo listopad i grudzień to czas prawdziwych żniw dla żebraków. Czy wszystkie kobiety żebrzące na ulicy to ofiary gangów? - Duża część na pewno tak. Wiele z nich nigdy nie powie, że dzieje im się jakakolwiek krzywda, wiele z nich nie ma po co wracać na Ukrainę. Są i takie, które trafiają na lepszych szefów niż "Marcel" i "Kola" i rzeczywiście dostają obiecaną wypłatę - mówi policjant CBŚ zajmujący się handlem ludźmi. - Jedyny skuteczny sposób na wyeliminowanie tego problemu to po prostu nie dawać im żadnych pieniędzy. Lepiej wesprzeć organizacje zajmujące się pomocą ubogim czy bezdomnym - radzi na łamach "Dziennika".