Dziennikarze "Rzeczpospolitej" chcieli dowiedzieć się - piszą Anna Dąbrowska i Grzegorz Rzeczkowski - dlaczego z artykułów od jakiegoś czasu wypadają zdania niewygodne, ich zdaniem, dla władzy. "Na przykład z tekstu o pogrzebie prezydenta Kaczorowskiego tajemniczo zniknęło zdanie, że nie pojawiły się na nim najważniejsze osoby w państwie" - mówi dziennikarz "Rzeczpospolitej". Inni dodają, że choć ich były naczelny nie miał szczególnie prawicowych poglądów, to z punktu widzenia biznesowego zależało mu na utrzymaniu konserwatywnego kursu "Rzepy". To podobno jego zastępca, Andrzej Talaga, dobry znajomy ministra Sikorskiego, chętniej łagodził antyrządowy ton. Obowiązki redaktora naczelnego pełni dziś właśnie Talaga. Choć w tekście Gmyza on też maczał palce, a potem jeszcze podgrzewał go medialnymi wypowiedziami, to został na stanowisku, a z pracy wyleciał inny zastępca naczelnego - Bartosz Marczuk, który akurat w kluczowym momencie przebywał na urlopie. Cały tekst "Wstrząśnięty i zmieszany" - w najnowszej "Polityce".