Przemysław Dudzik z Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej w Gdyni zginął 31 marca, siedząc za sterami samolotu An-28 Bryza. Gdy na wojskowym lotnisku w Babich Dołach ćwiczył awaryjne lądowanie na jednym silniku, maszyna uderzyła o ziemię i spłonęła. Zginęli też trzej doświadczeni oficerowie - instruktorzy. Szef MON Bogdan Klich zaraz po tragedii nie wykluczył, że przyczyną mógł być błąd ludzki. Dochodzenie prowadzą Wojskowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych i Prokuratura Wojskowa w Poznaniu. Z dokumentów, do których dotarła "Rz", wynika że Dudzik od dwóch lat starał się o odejście z jednostki. Młody pilot (w chwili wypadku miał 27 lat) był sfrustrowany i rozgoryczony: latał za mało, a mnóstwo czasu zajmowały mu obowiązki w sztabie. Dlatego prosił przełożonych o przeniesienie do jednostki, w której mógłby latać więcej. Bezskutecznie. Ostatni wniosek złożył dziesięć miesięcy przed tragedią. Powoływał się na "brak możliwości wykonywania zawodu pilota".