Chodzi o film, na którym widać Janusza Kaczmarka (wówczas jeszcze szefa MSWiA) i biznesmena Ryszarda Krauze pokonujących hotelowe korytarze. Pokaz tego nagrania był najmocniejszym elementem słynnej, zorganizowanej 31 sierpnia ubiegłego roku, konferencji prasowej Jerzego Engelkinga i Dariusza Barskiego - zastępców Zbigniewa Ziobry nadzorujących pracę prokuratury. Właśnie datą 31 sierpnia 2007 r. została opatrzona pisemna zgoda Elżbiety Janickiej na publiczne wykorzystanie tajnego filmu. To odręczna adnotacja na wewnętrznej stronie okładki tzw. akt podręcznych śledztwa w sprawie przecieku z akcji Centralnego Biura Antykorupcyjnego w Ministerstwie Rolnictwa. Problem w tym, że tak naprawdę Janicka wpis sporządziła dwa miesiące później. W rozmowie z "Newsweekiem" była szefowa warszawskiej prokuratury przyznaje, że tak właśnie było. - Adnotacja została poczyniona w dniu 30 października, po przeszukaniu w moim gabinecie dzień po tym, jak podałam się do dymisji - mówi. Skąd więc się wzięła sierpniowa data? - To wynik tylko i wyłącznie omyłki pisarskiej i emocji, jakie towarzyszyły wydarzeniom z 29 i 30 października 2007 r. - tłumaczy Elżbieta Janicka. Dodaje, że do wykorzystania nagrania z kamer przemysłowych hotelu Marriott wystarczająca była jej ustna zgoda. A tę wyraziła jeszcze przed konferencją. W najbliższych dniach okaże się, czy wyjaśnienia Janickiej przekonały śledczych z Rzeszowa. Sprawa antydatowania zgody jest bowiem jednym z wątków aż trzech śledztw prowadzonych przez tamtejszą Prokuraturę Okręgową. Wszystkie mają wyjaśnić kulisy postępowań prowadzonych w okresie rządów PiS, a dotyczących afery gruntowej i przecieku z niej (o jego dokonanie podejrzewano Kaczmarka i Krauzego). Rzeszowscy prokuratorzy przesłuchali Elżbietę Janicką pod koniec maja. Ale wcześniej, w styczniu, zeznania złożył Tomasz Radtke - jeden ze śledczych, który badał sprawę przecieku. Potwierdził on, że w dniu konferencji nie było pisemnego pozwolenia na pokazanie filmu z hotelu Marriott. - Radtke nie chciał dopuścić do upublicznienia tych materiałów operacyjnych - opowiada "Newsweekowi" jeden ze stołecznych prokuratorów. To wszystko oznacza, że była szefowa stołecznej prokuratury być może odpowie za przekroczenie uprawnień, a nawet - fałszerstwo. Byli współpracownicy Zbigniewa Ziobry w nieoficjalnych rozmowach przekonują, że rzeszowskie postępowania w rzeczywistości mają odwrócić uwagę od osób, które ostrzegły Andrzeja Leppera przed grożącym mu zatrzymaniem przez CBA. Opinia ta jest o tyle uzasadniona, że jedno ze wspomnianych śledztw zostało wszczęte po zawiadomieniu złożonym przez Janusza Kaczmarka. Były minister uznał, że podczas konferencji Engelkinga i Barskiego bezprawnie ujawniono dane osobowe jego żony. Prokuratura uznała oboje Kaczmarków za pokrzywdzonych - dzięki temu polityk ma prawo zapoznać się z materiałami ze śledztwa, w tym także z dowodami, które mogą go obciążać jako sprawcę przecieku. Sama Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie uchodzi też za jedną z najbardziej zaufanych obecnego ministra sprawiedliwości. Jej były szef Zbigniew Niezgoda obecnie pełni funkcję doradcy Zbigniewa Ćwiąkalskiego i uchodzi za szarą eminencję w resorcie.