Najbliżej papieskiej wizyty w Rosji było prawie 20 lat temu. Jan Paweł II wybierał się do rządzonego wówczas przez Gorbaczowa Związku Sowieckiego na obchody tysiąclecia chrztu Rusi. Budujący swój wizerunek polityka przyjaznego i otwartego wobec Zachodu gensek, który wcześniej jako pierwszy w historii wódz sowieckich komunistów spotkał się z polskim Papieżem, zamierzał zaprosić Jana Pawła II. I jeszcze wtedy nie bardzo musiał liczyć się ze sprzeciwem Cerkwi prawosławnej. Ale mimo wszystko opór partyjnego betonu i prawosławnych hierarchów sprawił, że do wizyty nie doszło. Później było już tylko trudniej. Rozpadł się Związek Sowiecki a Borys Jelcyn i - jeszcze silniej - Władimir Putin uznali prawosławie za jeden z czynników integrujących Rosję. Co więcej za czynnik, który stanowi wygodną podstawę do artykułowania mocarstwowych ambicji. Równocześnie powrót wolności religijnej w Rosji spowodował dwa procesy utrudniające realizację marzenia Jana Pawła II o wizycie w Moskwie. Pierwszym z tych procesów był wzrost znaczenia i względnej samodzielności hierarchii prawosławnej. Patriarcha Aleksy II i jego współpracownicy nie musieli już w strachu wysłuchiwać instrukcji niskich rangą oficerów KGB. Stali się partnerami władzy, a ich poglądy były całkowicie jasne. Rosja i przyległe kraje (co najmniej Białoruś i Ukraina) to "teren kanoniczny prawosławia" na którym nie można prowadzić działalności misyjnej. Zwłaszcza katolickiej. Do tego dochodziła dzika nienawiść wobec katolików obrządku wschodniego (unitów) i - co wcale nie najmniej ważne - wobec Polaków. Bardzo wpływowy w Moskwie metropolita Cyryl Gundiajew dowodził przecież, że polska okupacja Moskwy w XVII wieku była czymś o wiele gorszym i dla Rosji groźniejszym od najazdu Hitlera. To hierarchowie prawosławni stali również za ogłoszeniem dnia wygnania Polaków z Moskwy za święto narodowe i to oni namawiali nowożeńców w Moskwie by swoje ślubne bukiety, składane kiedyś pod mauzoleum Lenina, nosili teraz pod pomnik Minina i Pożarskiego - pogromców Polaków.